Papryczki chili: tajskie, cayenne, czekoladowe habanero i inne...

Na moim balkonie nie ma zbyt wielu stałych elementów oprócz róż. Jednak papryczki chili w tej czy innej postaci są co roku. Stały się już tradycją. Nie wyobrażam sobie bez nich lata - dzisiaj kolejny mały offtopic poświęcony papryczkom.




Papryczki chili robią się właściwie same. Wszelkie skompilowane artykuły i porady są niepotrzebne. Poważnie. Mogę z czystym sercem polecić chili najbardziej leniwym ogrodnikom. Wymagają minimum zaangażowania i są zawsze bardzo plenne. 

Tak w zeszłym roku wyglądał mój "papryczkowy gaj"

Sama traktuję je właściwie jak rośliny jednoroczne. Szybko nudzę się jedną odmianą. Cała filozofia w uprawie papryczek ogranicza się do kilku następujących po sobie czynności: 
  • Mamy papryczki o rodowodzie węgierskim, tajskim, jamajskim, afrykańskim etc. o różnych posmakach, kształtach i kolorach oraz stopniu ostrości. Czytamy więc opisy odmian i wybieramy te, które najbardziej się nam spodobały.
  • Nasionko wsadzamy do niewielkiej doniczki wypełnionej ziemią i nieco przykrywamy ( w wersji dla mniej leniwych, możemy je jeszcze trochę namoczyć w wystudzonym naparze z rumianku). Podlewamy. Czekamy aż roślinki wyrosną i będą miały koło 10 cm. 
  • Przesadzamy sadzonki do większych doniczek (jakieś 35 cm średnicy) najlepiej osobno ale z braku miejsca możemy posadzić nawet trzy osobniki razem. 
  • Trzymamy na parapecie okiennym gdzieś do końca maja/czerwca a później możemy wystawić na balkon. Podlewamy, od czasu do czasu nawozimy biohumusem.
  • Czekamy aż trzmiele zapylą kwiaty a papryczki obrodzą. 
Naprawdę to wszystko. Nie robię przy nich nic więcej. Żadnego obrywania liści, przycinania pędów, walki ze szkodnikami. W życiu nie widziałam na moim papryczkach żadnej mszycy, przędziorka, chorób grzybowych. Po prostu sadzę je, przesadzam, wynoszę na balkon, do tego słońce, nawóz, woda, trzmiele - nic więcej nie potrzeba. Jest jeden minus - to się nie uda na parapecie od strony północnej. Chili lubi mieć ciepło i słonecznie.

Młode, tegoroczne habanero Congo Black przed przesadzeniem

To o czym warto wspomnieć to właściwości lecznicze chili. Oprócz tego, że są świetną i dość zróżnicowaną przyprawą (od pieprznej cayenne do habanero o posmaku moreli) mają wielce dobroczynny wpływ na nasze zdrowie. Przede wszystkim chili wspomaga leczenie raka oraz zapobiega jego rozwojowi.Właściwość antyrakowowe ma kapsaicyna odpowiedzialna za ostrość papryczek. Ponadto chili zapobiega zatruciom, wspomaga serce, obniża cholesterol, przeciwdziała tworzeniu się zakrzepów i nawet przydaje się przy przeziębieniu. Chili jest też pomocna przy odchudzaniu ponieważ przyspiesza metabolizm i podnosi temperaturę ciała. Przy tych wszystkich zaletach chili ma jedną wadę - u niektórych osób nadmierne spożycie może powodować problemy ze skórą np. trądzik. Trzeba więc jeść ale z umiarem. 

Należy też mieć na uwadze, że chili z górnej półki ostrości jak np. Trinidad Scorpion Butch nie wolno jeść na surowo, ponieważ można zrobić sobie krzywdę. W zeszłym roku posadziłam jakąś bliżej nie znaną mi odmianę habanero, którą dostałam w prezencie. Nie było to nic aż tak bardzo ostrego a mimo to zrywając papryczkę mocno podrażniłam sobie skórę sokiem i kolejne zabiegi wykonywałam już w rękawiczkach. 

W tym roku zamierzałam uderzyć coś naprawdę ostrego ale ostatecznie postanowiłam poeksperymentować ze smakami. Wybrałam habanero chocolate kongo, thai dragon oraz cherry. Wszystkie już ładnie wykiełkowały, podrosły a po zimnych ogrodnikach dostaną swoje doniczki i trafią do mini szklarni. 

Jeśli więc tylko macie południowy, czy zachodni parapet to nie pozwólcie mu się marnować. Zaproście chili na kolację. Jest w czym wybierać. 



CONVERSATION

3 komentarze:

  1. Wszystko ok, tylko te trzmiele:-)! Roślina stojąca na balkonie poradzi sobie bez nich. Wystarczy wiatr czy jakiekolwiek owady. Po prostu otwarty teren. Papryczki można przetrzymać bez problemu przez zimę. Warunek, jasny parapet (można eksponować ich piękno w głębi pokoju, ale nie dłużej niż 2-3 dni. Najlepiej najchłodniejszy parapet. Druga sprawa, to obrywanie owoców, które zasychają (marszczą się). Generalnie do końca lutego roślina powinna być wolna od owoców. Potem przycinamy dla nadania właściwego kształtu i stawiamy w cieplejszym miejscu (dobrze naświetlonym!). Krzaczek szybko odzyska wigor, zacznie rosnąć i kwitnąć (pierwsze kwiaty raczej nie będą płodne mimo zapylania pędzelkiem- za krótki dzień). Pamiętajmy zasadę- zimą jak najchłodniej, nawet od +1 do +10. Roślina musi po prostu odpocząć! Wszystkie rady sprawdzone na przestrzeni 35 lat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie tę robotę zawsze wykonują trzmiele :-). Lecą do róży lub ogórecznika i zawsze o papryczki zahaczą. Co do wiatru to obawiam się, że ze względu na osłonięcie balkonu po obu stronach, mogłoby być różnie. Chociaż, kto wie - nie miałam nigdy tego problemu. W tym roku spróbuję utrzymać habanero przez zimę, acz obawiam, się, będą miały u mnie za ciepło i efekt może być marny.

      Usuń
  2. Po dwóch latach od napisania tego tekstu i przetestowaniu Pana rady powiem jedno - nie wyszło. Nie dlatego, że rada była zła ale dlatego, że nie każdy z nas ma miejsce i możliwości by takim paprykom zapewnić zimowanie. Mam mieszkanie w mieście z centralnym ogrzewaniem i piwnicę bez okien. Zimuję róże na balkonie, bo to możliwe ale jak mam zapewnić papryce 10 stopni w zimie w moich warunkach? Postąpiłam zgodnie z zaleceniami i trzymałam więc tai chili na parapecie u mojej drugiej babci, która nie ogrzewa kuchni i jest tam w miarę w miarę ale niewiele to pomogło. Przyszła zima, papryczki zaczynały od tego suchego powietrza marnieć, do tego kaloryfery, w końcu przędziorek, utrata liści etc. Widziałam to już u róż miniaturowych, które moja była sąsiadka postanowiła trzymać na korytarzu jak pelargonie. Szkoda czasu i pracy potem na ratowanie takich papryk. Musiałabym je zawieść na wieś i umieścić w tamtejszej piwniczce, wtedy miałaby to sens ale uważam, że dla papryk szkoda zachodu, długiej podróży autem i obarczania krewnych z i tak dużym ogrodem, by pilnowali jeszcze chili w piwnicy.

    Tak więc jest to pomysł chybiony w tym konkretnym wypadku. Dziś mogę jednak powiedzieć, że traktuję paprykę jak jednoroczną nie z braku wiedzy ale z konieczności. Co zaś do trzmieli to również przyznaję im palmę pierwszeństwa, pracują przy papryce wytrwalej niż ja. Przy ręcznym zapylaniu zbiór nie jest taki obfity.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

niedziela, 12 kwietnia 2015

Papryczki chili: tajskie, cayenne, czekoladowe habanero i inne...

Na moim balkonie nie ma zbyt wielu stałych elementów oprócz róż. Jednak papryczki chili w tej czy innej postaci są co roku. Stały się już tradycją. Nie wyobrażam sobie bez nich lata - dzisiaj kolejny mały offtopic poświęcony papryczkom.




Papryczki chili robią się właściwie same. Wszelkie skompilowane artykuły i porady są niepotrzebne. Poważnie. Mogę z czystym sercem polecić chili najbardziej leniwym ogrodnikom. Wymagają minimum zaangażowania i są zawsze bardzo plenne. 

Tak w zeszłym roku wyglądał mój "papryczkowy gaj"

Sama traktuję je właściwie jak rośliny jednoroczne. Szybko nudzę się jedną odmianą. Cała filozofia w uprawie papryczek ogranicza się do kilku następujących po sobie czynności: 
  • Mamy papryczki o rodowodzie węgierskim, tajskim, jamajskim, afrykańskim etc. o różnych posmakach, kształtach i kolorach oraz stopniu ostrości. Czytamy więc opisy odmian i wybieramy te, które najbardziej się nam spodobały.
  • Nasionko wsadzamy do niewielkiej doniczki wypełnionej ziemią i nieco przykrywamy ( w wersji dla mniej leniwych, możemy je jeszcze trochę namoczyć w wystudzonym naparze z rumianku). Podlewamy. Czekamy aż roślinki wyrosną i będą miały koło 10 cm. 
  • Przesadzamy sadzonki do większych doniczek (jakieś 35 cm średnicy) najlepiej osobno ale z braku miejsca możemy posadzić nawet trzy osobniki razem. 
  • Trzymamy na parapecie okiennym gdzieś do końca maja/czerwca a później możemy wystawić na balkon. Podlewamy, od czasu do czasu nawozimy biohumusem.
  • Czekamy aż trzmiele zapylą kwiaty a papryczki obrodzą. 
Naprawdę to wszystko. Nie robię przy nich nic więcej. Żadnego obrywania liści, przycinania pędów, walki ze szkodnikami. W życiu nie widziałam na moim papryczkach żadnej mszycy, przędziorka, chorób grzybowych. Po prostu sadzę je, przesadzam, wynoszę na balkon, do tego słońce, nawóz, woda, trzmiele - nic więcej nie potrzeba. Jest jeden minus - to się nie uda na parapecie od strony północnej. Chili lubi mieć ciepło i słonecznie.

Młode, tegoroczne habanero Congo Black przed przesadzeniem

To o czym warto wspomnieć to właściwości lecznicze chili. Oprócz tego, że są świetną i dość zróżnicowaną przyprawą (od pieprznej cayenne do habanero o posmaku moreli) mają wielce dobroczynny wpływ na nasze zdrowie. Przede wszystkim chili wspomaga leczenie raka oraz zapobiega jego rozwojowi.Właściwość antyrakowowe ma kapsaicyna odpowiedzialna za ostrość papryczek. Ponadto chili zapobiega zatruciom, wspomaga serce, obniża cholesterol, przeciwdziała tworzeniu się zakrzepów i nawet przydaje się przy przeziębieniu. Chili jest też pomocna przy odchudzaniu ponieważ przyspiesza metabolizm i podnosi temperaturę ciała. Przy tych wszystkich zaletach chili ma jedną wadę - u niektórych osób nadmierne spożycie może powodować problemy ze skórą np. trądzik. Trzeba więc jeść ale z umiarem. 

Należy też mieć na uwadze, że chili z górnej półki ostrości jak np. Trinidad Scorpion Butch nie wolno jeść na surowo, ponieważ można zrobić sobie krzywdę. W zeszłym roku posadziłam jakąś bliżej nie znaną mi odmianę habanero, którą dostałam w prezencie. Nie było to nic aż tak bardzo ostrego a mimo to zrywając papryczkę mocno podrażniłam sobie skórę sokiem i kolejne zabiegi wykonywałam już w rękawiczkach. 

W tym roku zamierzałam uderzyć coś naprawdę ostrego ale ostatecznie postanowiłam poeksperymentować ze smakami. Wybrałam habanero chocolate kongo, thai dragon oraz cherry. Wszystkie już ładnie wykiełkowały, podrosły a po zimnych ogrodnikach dostaną swoje doniczki i trafią do mini szklarni. 

Jeśli więc tylko macie południowy, czy zachodni parapet to nie pozwólcie mu się marnować. Zaproście chili na kolację. Jest w czym wybierać. 



3 komentarze:

  1. Wszystko ok, tylko te trzmiele:-)! Roślina stojąca na balkonie poradzi sobie bez nich. Wystarczy wiatr czy jakiekolwiek owady. Po prostu otwarty teren. Papryczki można przetrzymać bez problemu przez zimę. Warunek, jasny parapet (można eksponować ich piękno w głębi pokoju, ale nie dłużej niż 2-3 dni. Najlepiej najchłodniejszy parapet. Druga sprawa, to obrywanie owoców, które zasychają (marszczą się). Generalnie do końca lutego roślina powinna być wolna od owoców. Potem przycinamy dla nadania właściwego kształtu i stawiamy w cieplejszym miejscu (dobrze naświetlonym!). Krzaczek szybko odzyska wigor, zacznie rosnąć i kwitnąć (pierwsze kwiaty raczej nie będą płodne mimo zapylania pędzelkiem- za krótki dzień). Pamiętajmy zasadę- zimą jak najchłodniej, nawet od +1 do +10. Roślina musi po prostu odpocząć! Wszystkie rady sprawdzone na przestrzeni 35 lat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie tę robotę zawsze wykonują trzmiele :-). Lecą do róży lub ogórecznika i zawsze o papryczki zahaczą. Co do wiatru to obawiam się, że ze względu na osłonięcie balkonu po obu stronach, mogłoby być różnie. Chociaż, kto wie - nie miałam nigdy tego problemu. W tym roku spróbuję utrzymać habanero przez zimę, acz obawiam, się, będą miały u mnie za ciepło i efekt może być marny.

      Usuń
  2. Po dwóch latach od napisania tego tekstu i przetestowaniu Pana rady powiem jedno - nie wyszło. Nie dlatego, że rada była zła ale dlatego, że nie każdy z nas ma miejsce i możliwości by takim paprykom zapewnić zimowanie. Mam mieszkanie w mieście z centralnym ogrzewaniem i piwnicę bez okien. Zimuję róże na balkonie, bo to możliwe ale jak mam zapewnić papryce 10 stopni w zimie w moich warunkach? Postąpiłam zgodnie z zaleceniami i trzymałam więc tai chili na parapecie u mojej drugiej babci, która nie ogrzewa kuchni i jest tam w miarę w miarę ale niewiele to pomogło. Przyszła zima, papryczki zaczynały od tego suchego powietrza marnieć, do tego kaloryfery, w końcu przędziorek, utrata liści etc. Widziałam to już u róż miniaturowych, które moja była sąsiadka postanowiła trzymać na korytarzu jak pelargonie. Szkoda czasu i pracy potem na ratowanie takich papryk. Musiałabym je zawieść na wieś i umieścić w tamtejszej piwniczce, wtedy miałaby to sens ale uważam, że dla papryk szkoda zachodu, długiej podróży autem i obarczania krewnych z i tak dużym ogrodem, by pilnowali jeszcze chili w piwnicy.

    Tak więc jest to pomysł chybiony w tym konkretnym wypadku. Dziś mogę jednak powiedzieć, że traktuję paprykę jak jednoroczną nie z braku wiedzy ale z konieczności. Co zaś do trzmieli to również przyznaję im palmę pierwszeństwa, pracują przy papryce wytrwalej niż ja. Przy ręcznym zapylaniu zbiór nie jest taki obfity.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Stare posty

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Zdjęcia bez wskazanego źródła są na licencji public domain.

KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI DO PRODUKTÓW I SKLEPÓW BĘDĄ TRAKTOWANE JAKO SPAM.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Back
to top