Jak kupować róże na balkon? Róże w pojemnikach i pod postacią korzenia...

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Niezwykłe spotkanie z grubodziobem

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Nadeszła wiosna!

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Zimowanie róż w donicach

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Inspiracje - prace w ogrodzie...

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Jak ciąć róże portlandzkie, burbońskie i inne odmiany stare?

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Piękna kolekcja róż w donicach

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Róże w kuchni - czy wszystkie róże są jadalne?

CONVERSATION

9 komentarze:

Prześlij komentarz

Kiedy ciąć róże?

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Zdejmowanie osłon z róży

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Kawa dla róż

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Plan nasadzeń 2015

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

niedziela, 29 marca 2015

Jak kupować róże na balkon? Róże w pojemnikach i pod postacią korzenia...

Róże można kupić pod wieloma postaciami. Generalnie w wypadku róż przeznaczonych na balkon zaleca się korzystanie z róż w donicach - są to niewielkie, acz ładnie rozwinięte krzewy dostępne w kilku-litrowych pojemnikach. To bardzo wygodny sposób kupowania róż. Niewątpliwym plusem tej formy jest to, że sadzenie jest proste, łatwe i przyjemne a takie róże prawie zawsze idealnie się przyjmują.



W szkółkach sprzedaż róż w pojemnikach zaczyna się zwykle późną wiosną i trwa do wczesnej jesieni - acz w innych porach roku zdarzają się czasem jeszcze jakieś pojedyncze niewyprzedane sztuki. Róże w pojemnikach można sadzić przez cały rok (oczywiście w wypadku uprawy na balkonie należy je przesadzić do odpowiednich, dużych donic). Nie mniej zauważyłam, że róże w donicach również muszą się zaaklimatyzować i nie zawsze zakwitną nam tego samego roku - niektóre odmiany stare ponadto z reguły kwitną dopiero na drugi rok. Dlatego bez względu na formę jaką wybierzemy, nowe odmiany w miarę możliwości lepiej jest wprowadzać wczesną jesienią. Jednak ta metoda ma też swój minus - duża część ciekawych odmian może być już wykupiona - trzeba więc też wziąć pod uwagę dostępność i zoptymalizować moment zakupów. Nie zawsze wszystko da się zrobić idealnie. Wadą róż pojemnikowych jest ich cena. Róże w donicach są nawet o 100% droższe od swojego odpowiednika z gołym korzeniem. 

Inną opcją nabycia ładnej, zdrowej odmiany jest właśnie kupno korzenia róży - może być on osłonięty torfem, chroniony woskiem lub umieszczony w donicy z ziemią. Korzenie róży mają bardzo atrakcyjne ceny - dobrą odmianę można dostać nawet za kilkanaście złotych. Sadzimy je od października do kwietnia pod warunkiem, że nie ma mrozu. W takim okresie są też dostępne w rosariach - największy wybór odmian przypada zwykle na październik. 



Jest to jednak forma zakupu, która rzekomo mniej nadaje się do uprawy pojemnikowej. Powiem jednak szczerze, że dwa razy sadziłam róże pod postacią gołego korzenia i nie widzę jakiejś kolosalnej różnicy. W zeszłym roku na koniec listopada posadziłam w ten sposób Charles de Milles. Owszem, róża nie obudziła się tak szybko jak pozostałe i nie wypuściła jeszcze tyle dorodnych pęków, ale równie dobrze może to być efekt tego, że została po prostu później posadzona. Jest to napewno oszczędniejszy sposób nabycia ładnej odmiany, sadzenie jest nieco bardziej skomplikowane, na efekty trzeba nieco dłużej czekać ale poza tym nie znalazłam większych przeciwwskazań.

Z sadzeniem róży w postaci korzenia wiąże się jedna pozornie kłopotliwa kwestia. Co zrobić, jeśli korzeń róży zamówiliśmy późną jesienią i akurat w momencie dostawy pogoda popsuje się na tyle, że nie sposób go od razu umieścić w donicy? Róże musimy sadzić jak najszybciej po otrzymaniu ale równocześnie należy to robić w dodatniej temperaturze (korzeń należy przecież namoczyć a później podlać). Spotkało mnie to w zeszłym roku. Był listopad ale spadł śnieg, zrobiło się bardzo mroźno a ja nie miałam gdzie przechować korzenia. 

Okazało się jednak, że wystarczy umieścić opakowanie przy ścianie balkonu i po prostu poczekać. Róże w postaci gołego korzenia do czasu przekazania do firmy kurierskiej są przechowywane i tak w chłodni. Pogoda poprawiła się za kilka dni a róży nic się nie stało. Nie mniej zawsze warto pamiętać, że róża najlepiej znosi zimowanie jeśli zdąży rozwinąć swój system korzeniowy - musi mieć więc trochę czasu. Niestety na nagłe zmiany pogody nic nie poradzimy ale bezpieczniej i tak zamawiać róże w październiku/listopadzie niż w styczniu. 

Kolejna sprawa tyczy się krzewów powszechnie dostępnych wiosną w marketach. Z pewnością zauważyliście, że pod koniec marca w sklepach masowo pojawiają się  róże w postaci korzenia otoczonego torfem, wpakowane do ślicznych kartonowych pudełeczek. Pamiętam, że mimo iż doświadczony działkowiec przestrzegał mnie, żebym trzymała się od takich róż z daleka, kupiłam jakiś czas temu trzy sztuki. Wiecie jak to jest. Wchodzicie do sklepu, a korzenie w bardzo rozsądnej cenie patrzą na was z półek. Teraz rozumiem, że to były pieniądze wyrzucone w błoto. Gorzej. Śmiem twierdzić, że na jednej z takich róż rozwijał się mączniak. Róże jeśli w ogóle się przyjmowały to rosły wręcz fatalnie, były brzydkie i chorowały, mogły zarażać inne krzewy. Ochrona roślin kosztowała o niebo więcej, niż zakup samych róż. Poddałam się i pozbyłam się ich. To była najlepsza decyzja. Wiem od kilku osób, że nie jestem odosobnionym przypadkiem. Takie róże bardzo rzadko wyrastają na ładne krzewy i często zamierają. Nie ma zresztą w tym nic dziwnego - skoro sezon na róże pod postacią korzenia zaczyna się na jesień, to możemy przypuszczać, że te, które trafiają do sklepów w kwietniu są gorszej jakości, nie zeszły etc. 

Kupujcie róże ze sprawdzonych miejsc i z dobrych szkółek. Ponieważ nie każdy ma to szczęście posiadać w okolicy specjalistyczny sklep lub rosarium zostaje nam forma wysyłkowa.
Nie mówiąc już o różnorodności i bogactwie ofert w rosariach, naprawdę warto wydać te dodatkowe 15 złotych na kuriera by otrzymać porządną, zdrową roślinę.

środa, 25 marca 2015

Niezwykłe spotkanie z grubodziobem

Kompletnie nie planowałam tego, co dzisiaj się stało. Wspominałam jakiś czas temu, że dokarmiam ptaki również na przedwiośniu.  Zawsze zdejmuję karmnik w marcu lub z początkiem kwietnia. Nie robię tego od razu ale stopniowo ograniczam pokarm. W tym roku, mimo ciepłej zimy spóźniłam się nieco z decyzją o marcowym usunięciu karmnika, chociaż od  miesiąca sypię już mniej nasion. Został więc tydzień lub góra dwa tygodnie ptasiej stołówki. Ostatnia szansa na zrobienie kilku ciekawych zdjęć.

Gdzieś od stycznia widuję w swoim karmniku grubodzioba. Ponieważ to raczej rzadko spotykany w mieście ptak, ostatnie kilka dni spędziłam na próbach podejścia do niego z aparatem. Grubodziób w pewnym momencie zamiast uciekać, zaczął wyrażać uprzejme zainteresowanie moją osobą i pozwalał mi na coraz bliższe spotkania, acz bardziej chyba oswajał go mój pies niż ja. Dusia bowiem codziennie siadała w oknie i obserwowała ptaki w karmniku. Nauczyłam ją, że nie powinna się zachowywać wówczas gwałtownie ani agresywnie. Myślę, że grubodziób przyzwyczaił się do jej obecności, a mnie zaczął po prostu traktować jako dodatek, który sprawia, że w karmniku pojawia się nieco słonecznika. To co się jednak stało przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Zresztą zobaczcie sami:



Grubodziób odleciał jakieś kilka sekund później. Nie przepłoszył go mój paniczny śmiech ale ruch na sąsiednim balkonie. Tego dnia już się nie pojawił. Być może uznał, że pozwolił mi na zbyt wiele, lepiej zrezygnować ze słonecznika i zająć się świeżymi pączkami roślin. W każdym razie nigdy tego spotkania nie zapomnę. Jeszcze żadne wolno żyjące zwierzę nie pozwoliło mi podejść tak blisko.

Jeśli pragnęlibyście dokarmiać ptaki w przyszłą zimę warto zaznajomić się z kilkoma dobrymi radami na ten temat. Znajdzie je pod tym linkiem: aukawpolsce.pap.pl/dokarmiac-ptaki-warto-ale-tak-zeby-im-nie-szkodzic lub na stronie OTOP (http://www.otop.org.pl)





niedziela, 22 marca 2015

Nadeszła wiosna!

Pierwszy dzień astronomicznej i kalendarzowej wiosny już za nami. Tymczasem zima jakby postanowiła udowodnić nam, że niespecjalnie się tym przejmuje. Temperatura przy gruncie w nocy pokazała -3 a nawet na moim balkonie termometr w najzimniejszym momencie zanotował -1.  

Przez ostatnie dwa tygodnie miałam bardzo sprzyjającą pogodę więc najważniejsze wiosenne zabiegi były już za mną. Dzisiaj wybrałam się tylko zabezpieczyć powierzchnię donicy polnymi kamieniami. Robię tak co roku i nieźle mi się to sprawdza, szczególnie latem. Chroni powierzchnię przez przesychaniem, zatrzymuje wilgoć i nie pozwala donicy nadmiernie się zagrzać. Kamieni nie trzeba zbierać samemu. Torba polnych kamyczków w markecie ogrodniczym kosztuje jakieś 3-4 zł. Zamiast kamieni można użyć także kory ogrodniczej. 



Postanowiłam również nieco poeksperymentować. Moją nową różę Charls de Mills nie obkładałam kamieniami. Obsadzę ją roślinami kaskadowymi i zobaczę, który rodzaj zabezpieczeń będzie lepiej się sprawdzał. Ponieważ nie spodziewam się, by w tym roku Charls de Mills zakwitła, zrekompensuje mi to brak kwiatów (duża część odmian historycznych kwitnie dopiero na drugi rok). 

Gdy otworzyłam balkon poczułam, że dzisiaj jest naprawdę zimno. Jeszcze o poranku na trawnikach leżał zresztą niewielki śnieg. Tym bardziej zdziwiłam się widokiem jaki zastałam na zewnątrz.Właśnie ten mroźny dzień wybrały sobie krokusy by pokazać swoje śliczne główki.



Tylko zimny wiatr i dzisiejsza obecność grubodzioba oraz modraszek w moim karmniku przypominały mi, że to jeszcze nie kwiecień i wiosna nie ruszyła pełną parą. Zapasy żywności w ptasich spiżarniach się pokończyły a przyroda nie odbudowała się po zimie wystarczająco, więc dokarmiam ptaki również na przedwiośniu. Zwykle sikorki same dają mi znać, że nie potrzebują już mojej pomocy. W pewnym momencie, zwykle na początku kwietnia słonecznik w karmniku zupełnie przestaje je interesować.  Wówczas po prostu zdejmuję karmnik i wtedy wiem, że wiosna już się naprawdę rozpanoszyła. 




piątek, 20 marca 2015

Zimowanie róż w donicach

Dziś pierwszy dzień wiosny i wypadałoby podjąć może nieco "cieplejszy" temat - nie mniej zimowanie róż to bardzo istotna kwestia w hodowli, rzutująca często na naszą decyzję o uprawie tych pięknych kwiatów - a sezon na róże w pojemnikach jest już blisko. Bywa że z obawy przed wymarzaniem rezygnujemy z róż na balkonie - szczególnie jeśli nie posiadamy pomieszczenia, gdzie można umieścić krzewy podczas mrozów. Tymczasem nie jest to taką przeszkodą jaką mogłoby się wydawać... 

Tak naprawdę dużo bezpieczniej jest przezimować róże na balkonie czy tarasie niż w za ciepłym pomieszczeniu. Idealnym miejscem dla róż będzie nieogrzewany, jasny garaż, w którym temperatura wynosi 5-10 stopni. Nie każdy jednak go posiada zaś umieszczanie róży np. na korytarzu jest poważnym błędem.  Możemy wówczas stracić nawet cały krzew. O losie róż, które zimują w zbyt ciepłych miejscach pisałam już w notatce Róże i przędziorek - czyli czego nie należy robić. Ponieważ osobiście jestem właścicielką jedynie bardzo małej, nadmiernie suchej i ciemnej piwnicy siłą rzeczy musiałam znaleźć inne rozwiązanie.



Róża w donicy właściwie zabezpieczona przed mrozem

Ostatecznie okazało się, że jedyne co potrzebuję to pianka pod panele z hipermarketu budowlanego, trochę gałązek świerkowych oraz biała agrowłóknina. Koszt całej otuliny wyniósł jakieś 30 zł na kilka donic. 

W listopadzie, kiedy pojawią się poważniejsze przymrozki a róża zrzuci już większość liści owijam donice pianką i obwiązuje ją sznurkiem. Niektórzy, tak jak na zamieszczonej ilustracji, używają zamiast pianki, folii pęcherzykowej. Na wierzch pojemnika kładę świerkowe gałązki. Przestawiam różę pod ścianę by na nią nie wiało, a gdy zrobi się już naprawdę zimno, luźno owijam gałęzie agrowłókniną. W ciepłe dni, kiedy temperatura jest dodatnia podlewam swoje krzewy. Zimą podlewanie jest raczej oszczędne - dobrze zabezpieczona ziemia nie przemarza i długo pozostaje wilgotna. 

Odrębną sprawą jest wyczucie momentu, kiedy należy osłony zdjąć. Kilka rad na ten temat znajdziecie w mojej wcześniejszej notatce: Zdejmowanie osłon z róży

Od kwietnia zaczynają być stopniowo dostępne róże pojemnikowe - tak więc niech brak miejsca do zimowania nie wpływa na waszą decyzję o ich kupnie. Wystarczy poświęcić kilka chwil na zabezpieczenie donicy zimą, by całe lato cieszyć się cudownym kwitnącym krzewem przed własnym oknem.

Palmengarten Frankfurt - róża polecana na tarasy,
 nadająca się nawet do niedużych donic

poniedziałek, 16 marca 2015

Inspiracje - prace w ogrodzie...

Bardzo lubię malarstwo poświęcone przyrodzie. Dzisiaj chciałabym podzielić się z wami kilkoma moimi ulubionymi obrazami. To głównie XIX wieczne malunki ale mogą się też znaleźć wśród nich dzieła z innych epok. Nie są to powszechnie znane obrazy - mają jednak jeden pewien wspólny motyw. Przestawiają prace w ogrodzie. 

Ze wszystkich dzieł uwieczniających pracę ogrodniczek bije spokój, piękno i delikatność. Jest to coś  naprawdę charakterystycznego dla tego typu aktywności. Nawet podczas kopania w ziemi bliskość z naturą wprowadza człowieka w szczególny stan relaksacji i refleksji. Nie jest to wyłącznie moje subiektywne odczucie - wiemy, że za sprawą bakterii Mycrobacterium vaccae, nasz organizm podczas kontaktu z ziemią wytwarza serotoninę a dzięki związanemu z tym wysiłkowi fizycznemu tworzy się również endorfina. Gdy zbieramy plony powstaje zaś dopamina. 

Według Gardeners' World 80% osób interesujących się ogrodnictwem uważa się za zadowolonych z życia. Tymczasem wśród pozostałych ten współczynnik wynosi jedynie 67% . 





 DANIEL RIDGWAY KNIGHT

 DELAPOER DOWNING


JULES FREDERIC BALLAVOINE

ROBERT JAMES GORDON

FRITZ ZUBER BUHLER

Grafiki pochodzą ze stron: www.danielridgwayknight.org oraz rceliamendonca.wordpress.com

niedziela, 15 marca 2015

Jak ciąć róże portlandzkie, burbońskie i inne odmiany stare?

O terminach cięć wiosennych pisałam kilka postów wcześniej. Dziś chciałabym przybliżyć sposób cięcia róż. Rodzaj cięcia zależy od danej grupy róż - nie będę opisywać ich wszystkich, tym bardziej, że powstało wiele dobrych artykułów na ten temat. Nie mniej istnieje kilka ogólnych zasad, których trzeba przestrzegać przy każdym zabiegu:
  • Do cięcia używamy sekatora zaś do grubych, zdrewniałych pędów piłki lub nożyc do gałęzi - właściwe narzędzia sprawią, że rany będą się dobrze zasklepiać.
  • Sekator powinien być czysty i zdezynfekowany - uchroni to przez rozprzestrzenianiem się potencjalnych patogenów.
  • Róże należy ciąć w umiarkowanie ciepły, słoneczny dzień. W ciągu następnego dnia powinno być sucho, aby woda nie dostawała się do ran,
  • Duże rany smarujemy maścią ogrodniczą z fungicydem lub białą farbą emulsyjną również z dodatkiem fungicydu. 
  • Jeśli mieliśmy problem z mączniakiem lub innymi chorobami grzybowymi, termin cięcia możemy połączyć z profilaktycznymi opryskami.
  • Bez względu na odmianę należy usunąć chore lub uszkodzone pędy.
  • Tniemy ukośnie około 0,5 cm nad pąkiem w sposób widoczny na obrazku. Właściwy sposób cięcia wskazuje obrazek po prawej. 
źródło zdjęcia: http://weblogs.dailypress.com/features/gardening/diggin-in/2011/02/

Cała reszta zależy już od odmiany. Nie jestem specjalistą od cięcia róż starych - mam je dopiero drugi rok, więc będę przeprowadzała zabieg po raz pierwszy. W temacie wiosennego ciecia róż historycznych panuje spore zamieszanie. Część portali i podręczników radzi jedynie kosmetyczne przycinanie i zostawienie róż w spokoju, część każe skracać pędy nawet o 2/3 a jeszcze inne traktują róże historyczne tak jak parkowe. Można więc dostać kręćka. Ostatecznie postanowiłam zastosować się do rad z podręcznika pani Marty J. Monder. Nieco podobną opinię wyraził autor wielce cenionego przez mnie portalu "Moje Róże - Moja Pasja", co zwiększyło moje zaufanie do tego rodzaju cięcia. Jakie przyniesie to efekty - przyszłość pokaże.

Róża portlandzka Rose du Roi

Podręcznik pani Monder nakazuje wiosenne cięcie u róż ras starych przeprowadzać następująco: 

Odmiany niepowtarzające kwitnienia tniemy wycinając najstarsze pędy u podstawy. 

Róże damasceńskie, portlandzkie, mieszańce piżmowe i burbońskie skracamy wiosną o 1/3 długości a słabe pędy o 2/3. Remontanty tniemy tak jak mieszańce herbatnie. 

Ponadto u części ras należy przeprowadzić cięcie letnie i usuwać przekwitłe kwiatostany. Oczywiście róże należy ciąć na drugi rok od posadzenia, gdy rozrosną się i ukorzenią.

Róża burbońska Climbing Souvenir de la Malmaison 

Jak widać nie jest to specjalnie skomplikowany zabieg, Kupując róże stare, zwykle znamy ich rasę i odmianę więc dostosowanie cięcia nie powinno być wielkim problemem. Mam nadzieję, że zaproponowany sposób cięcia sprawdzi się i u mnie, pozwalając różom ładnie się zakrzewić i rozrosnąć. 

sobota, 14 marca 2015

Piękna kolekcja róż w donicach

Dziś chciałabym podzielić się dobrą nowiną. Pewna wspaniała pani udowodniła mi swoimi zdjęciami, że Mme Isaac Pereire potrafi naprawdę nieźle czuć się w donicy. Zdjęcia zapierają dech w piersiach. Trzeba i przyznać, że kolekcja jej donicowych róż jest znaczna i robi wielkie wrażenie. Pozostaje mi jedynie zaprosić do jej albumu, by przyjrzeć się co może osiągnąć pracowity miłośnik róż i to wyłącznie w hodowli donicowej:  https://www.flickr.com/photos/madampince/sets/1826377  Czapki z głów...

 Mme Isasc Pereire :


Źródło: https://www.flickr.com/photos/madampince/140709796/in/photostream/







czwartek, 12 marca 2015

Róże w kuchni - czy wszystkie róże są jadalne?

Podejmowałam już ten temat z innej strony, uważam jednak dzisiaj za stosowne do niego wrócić. Odbyłam właśnie wirtualną wycieczkę po różanych przepisach. W części z nich sugerowano, że właściwie wszystko jedno co wrzucimy do ciastek/konfitur/dżemów ponieważ każda róża nadaje się do spożycia o ile nie kupiliśmy jej w kwiaciarni i nie była pryskana.

W tym miejscu należałaby się pierwsza uwaga: róże nie należą do roślin trujących, ale czy mamy przez to rozumieć, że wszystkie nadają się do zastosowania w kuchni? Papierem też się ponoć nie otrujemy ale czy to znaczy, że chcemy go jeść? Dodatkowo pozyskiwanie z róży owoców nie jest taką łatwą sprawą. Trzeba je właściwie przygotować usuwając wszystkie drobne włoski z owocu pozornego - powodują one bowiem silne podrażnienia. Nie każda zresztą róża owoce zawiązuje. 

W pracy zbiorowej pt. "Miłość w Płatkach Róż", książce poświęconej historii królowej kwiatów, w ostatnim rozdziale znajdziemy następujący opis:

"Owoce (róży) dostarczają także pektyn, antocyjanów, kwasów organicznych, cukrów i garbników, pobudzają apetyt. Należy je zbierać gdy są dobrze wybarwione i jędrne. Nie nadają się do zbioru owoce mokre i przemrożone. Nieprzetworzone nie powinny być przechowywane dłużej niż dobę. Nie wszystkie róże są jadalne. Ozdobne mogą cieszyć tylko nasze serca, w kuchni nie mają zastosowania."

Na tym moglibyśmy właściwie skończyć. Możemy po prostu zaufać autorom, że wiedzą o czym piszą, że przestudiowali i zbadali temat. Ale uznajmy, że autorzy się pomylili - są w końcu wyłącznie ludźmi i bywają omylni czy niedokładni. Pojawi się jednak inna wątpliwość, następującej treści: róże z których pozyskuje się płatki oraz owoce do przetworów, herbatek etc. to specjalne stworzone do tego celu odmiany, często przemysłowe. Skąd jednak wiemy, jaki wpływ na nasze zdrowie ma przykładowo róża Ambiete? Ktoś to kiedyś zbadał? Po co, skoro róża jest hodowana z przeznaczeniem czysto estetycznym i na kwiat cięty? Właśnie dlatego byłabym nieco ostrożniejsza w formowaniu sądów w stylu "wszystko do gara"... Przecież nie znamy całego procesu hodowli odmiany i jej wpływu na nasze zdrowie.

Może nieco dmucham na zimne i wyolbrzymiam, warto jednak zastanowić się, czy nie lepiej skorzystać ze sprawdzonych róż, przeznaczonych do celów spożywczych? 


Róża Hansa - jedna z odmian polecanych do konfitur

W rosariach w opisie danej odmiany umieszczane są informacje, czy róża nadaje się na konfitury lub czy posiada jadalne owoce. Można zadać sobie pytanie po co to wszystko, skoro do jedzenia miałaby się nadawać każda róża o ile tylko nie potraktowaliśmy jej pestycydami? 

Otóż spora część róż może być po prostu niesmaczna, czy wręcz gorzka. Uzyskamy efekt odwroty do zamierzonego a chyba nie o to nam chodzi. Nie wiemy także jakie środki ochrony roślin zastosowano w rozarium lub w szkółce - mówimy przecież o odmianie do celów ozdobnych. 



Róża pomarszczona nazywana jest różą cukrową, chociaż niektórzy stosują ten termin również do określenia róży stulistnej.

Sporo osób stara się reaktywować przedwojenne, czy nawet wcześniejsze przepisy w których wykorzystuje się jako składnik płatki róż, co samo w sobie jest bardzo chlubne. Niestety zaledwie niewielka grupka zgłębiających owe staropolskie przepisy zadała sobie także trud zapoznania się z historią róż. Należy mieć świadomość, że róże które mamy dzisiaj w naszych ogrodach, nie były uprawiane przez nasze prababki. Za ich czasów wiodły prym zupełnie inne grupy róż - a wiele odmian po prostu jeszcze nie istniało. Gdy spojrzymy na przekrój starych odmian to zauważymy, że zdecydowana większość z nich będzie określana jako przeznaczona do spożycia  - jednakże przed  współczesnymi różami postawiono inne zadanie: odporność, kolor, wytrzymałość. Niekoniecznie posiadają one jakiekolwiek walory zapachowe i smakowe a być może i zdrowotne (oczywiście nie licząc dzisiejszych odmian przemysłowo-spożywczych).

Cytując więc dalszą część "Miłości w Płatkach Roż": 

Poza różą dziką do celów kulinarnych wykorzystuje się:
różę francuską (rosa gallica)
różę pomarszczoną zwaną także japońską lub różą cukrową (rosa rugosa)
różę stulistną (rosa centifolia)
różę damasceńską (rosa damascena).

Do tej listy można dopisać jeszcze różę jabłkową, którą również wymienia się jako odmianę spożywczą, róże burbońskie i portlandzkie (uogólniając są to "krewni" róż galicyjskich lub damasceńskich). Można zastanowić się nad dodaniem pachnących róż angielskich, jako wywodzących się z odmian starych.
Czasem do celów spożywczych używa się również pachnących róż z grupy multiflora ze względu na ich małe, liczne kwiaty. Róże nowoczesne mogą zostać użyte tylko wówczas gdy posiadają dobry, silny zapach oraz wiemy, że były uprawiane ekologicznie bez użycia pestycydów. Rzadko posiadają one jednak tak dobry aromat jak róże stare i niewiele z nich będzie miało zadawalający smak.
Jako ciekawostkę podam, że spotkałam się także z dużo bardziej restrykcyjnym podejściem do tematu. Na jednym z forów ogrodniczych twierdzono, że właściwie do konfitur najlepiej nadają się róże niepowtarzające kwitnienia. Tak więc zostawiam to waszej rozwadze. Nie jestem specjalistą chemikiem/biologiem a jedynie zwykłym hobbystą - nie mogę więc lepiej uzasadnić swojej opinii na ten temat. Po prostu uważam, że należy zaufać doświadczeniu pokoleń, autorom podręczników i ogrodnikom z własnym dużym doświadczeniem... Być może coś sprawi, że przekonam się do używania w kuchni i innych grup róż. Póki co jednak zanim poczęstuję gości płatkami róż w cukrze, sprawdzę najpierw czy aby na pewno się do tego nadają... 

wtorek, 10 marca 2015

Kiedy ciąć róże?

Pewne prace ogrodnicze przypominają wyciąganie ubrań z szafy. Może nieco dziwne porównanie ale nie bezzasadne. Kiedyś ubierano się zgodnie z kalendarzem - w dzisiejszych czasach robimy to zgodnie z porą roku i panującą pogodą. Z ogrodem jest dokładnie tak samo. Istnieją pewne zalecenia w stylu: byliny należy siać w lutym a pomidory w marcu. To zupełnie jak stwierdzić, że zimą należy ubrać ciepły płaszcz. Ale kiedy dokładnie to zrobić by nie zagrzać się i nie marznąć? W tym wypadku sama przyroda powie nam kiedy należy się cieplej ubrać. W ogrodnictwie możemy polegać na tym samym - na obserwacji pogody i natury.

Ta zasada mocniej niż inne tyczy się cięcia róż. Wiemy, że większość róż należy przyciąć na wiosnę, jednak pogoda jest tak zmienna ostatnimi czasy, że nie sposób wskazać dnia czy nawet tygodnia kiedy należy to zrobić - jak podają poradniki dotyczące róż: w zależności od pogody w danym roku czas cięcia może różnić się nawet o 3 tygodnie. Możemy jednak polegać na innych roślinach, obserwując ich stan wegetacji - świetnie doradzą nam w tej kwestii - prawie tak samo jak termometr w sprawie ciepłej czapki. 

Dobrym wyznacznikiem terminu cięcia jest zakwitanie forsycji. Oprócz tego zwracamy uwagę na pąki, które powinny być nabrzmiałe a pogoda na tyle ustabilizowana, by nie groziły nam przymrozki. 

 kwitnąca forsycja

Teraz wypada powiedzieć jednak kilka słów na temat cięcia róż zimujących w donicach. Weźcie pod uwagę, że wasz balkon czy taras może mieć nieco inną temperaturę niż otoczenie. Sezon wegetacji może być u was przyspieszony lub opóźniony - mogliście go również nieco sami przyspieszyć zdejmując zbyt późno osłony. Dlatego szczególną uwagę należy zwrócić na stan waszych krzewów i temperaturę na waszym balkonie. Forsycja w moim otoczeniu jeszcze nie kwitnie - na razie zakwitły przebiśniegi i zazieleniły się niektóre krzewy, jednak moje róże trzeba będzie ciąć już w najbliższym tygodniu. Mieszkam na trzecim piętrze, balkon mam od strony południowej tak więc moje rośliny już nie widują przymrozków a ustawienie budynku i nagrzewanie się ścian podnosi temperaturę - niby balkon jest na zewnątrz ale czasami robi się z niego mała szklarnia (to ma też plusy świetnie udają się papryczki chili). Obecnie temperatura nie schodzi poniżej 1 stopnia a sięga 15 zaś róże ustawione są w miejscu osłoniętym od wiatru - tymczasem przy gruncie zdarzają się wciąż przymrozki i zimne marcowe powiewy - to wszystko trzeba wziąć pod uwagę. 

Moim zdaniem jednak lepiej nieco spóźnić się z cięciem niż nadto się pośpieszyć. A to z tego względu, że zbyt wczesne cięcie naraża krzew na urazy i choroby, zbyt późne jedynie opóźni rozwój krzewu i porę kwitnienia. Wówczas co, prawda róża może mieć problemy jesienią z "zaśnięciem" - nie mniej nie jest to aż tak dokuczliwe w naszym klimacie, gdzie jesień bywa długa i względnie ciepła.  

Tyle o tym kiedy ciąć - o tym jak ciąć napiszę w osobnej notce, ponieważ to rozległy i osobny temat. Ograniczę się i tak tylko do kwestii cięcia róż starych, ponieważ każda rasa róż ma swoje własne wymagania. Ale o tym już kiedy indziej.

niedziela, 8 marca 2015

Zdejmowanie osłon z róży

Jest taki moment w moim kalendarzu ogrodniczym, który spędza mi sen z powiek - czas zdjęcia osłon z róż albo może precyzyjniej - określenie, kiedy należy to zrobić. Jeśli ktoś myśli, że zimowanie róż na balkonie jest trudne, to jest w błędzie. Nawet przy róży pnącej, którą miałam kilka lat nie było to strasznie skomplikowane. Należało zaopatrzyć się w dużą ilość agrowłókniny, piankę stosowaną jako podkład pod panele i po prostu poczekać aż róża sama da znać, że "zasypia".

Tymczasem w drugą stronę nie ma już tak łatwo. Róże na balkonie południowym otulone agrowłókniną przy odrobinie słonecznej pogody, zaczynają się budzić zdecydowanie zbyt wcześnie, bo czasami już w lutym. Wówczas pojawia się problem: jeśli zdejmę teraz osłony to róże z pewnością przemarzną, jeśli tego nie zrobię to mogą się "zakisić" i przy gorszej pogodzie dostaną szoku termicznego - czyli będzie źle albo jeszcze gorzej. Ryzykujemy albo przemarzaniem krzewu albo wdaniem się groźnych chorób grzybowych. Do tego na przedwiośniu trzeba mieć świadomość, że naszym najgorszym wrogiem wcale nie są przymrozki ale ostry zimny wiatr niszczący gałęzie i wysuszający grunt. Ciepła zima także nie ułatwia zadania. 


Ostatnio dotarłam do artykułu w którym zasugerowano, że lepiej dać różom nawet nieco zmarznąć niż przegrzać się, nawet jeśli pogoda jest niepewna i zapowiadane są przymrozki. Poza tym polecano tam zdejmowanie osłon etapami. Pokrywa się to z moimi doświadczeniami, ponieważ zwykle postępuje podobnie. Nigdy nie wychodzi mi to idealnie i w wypadku Mme Isaac Pereire mogłam już na początku lutego rozluźnić osłony. Została ustawiona w takim miejscu, że miała najcieplej i najwcześniej zaczęła się budzić. W każdym razie przez ostatnie 3 tygodnie stopniowo usuwałam agrowłókninę. Wczoraj zdjęłam ją zupełnie - usunęłam również gałązki świerku. Pozostawiłam jednak róże w osłoniętym miejscu z wciąż zabezpieczonymi donicami.



Wszystkie moje trzy krzewy mają już pąki a ponieważ pogoda jest sprzyjająca dostały profilaktyczny oprysk przeciwgrzybowy. Mam nadzieję, że zniweluje to ryzyko wynikające ze zbyt późnego usunięcia agrowłókniny - o korzenie raczej się nie boję, otulina nie powinna im teraz zaszkodzić. Jest w jasnym kolorze i nie sądzę by ziemia o tej porze roku w ogóle mogła się przegrzać, jeśli nie wystąpią jakieś anomalie pogodowe (dużo groźniejsze może być teraz przesuszenie). Do końca marca póki nie skończą się zimowe wiatry róże zostaną również w bardziej osłoniętej części balkonu - oby w dalszej części roku pogoda bardziej sprzyjała naszym ogrodom i tarasom, bo nie ma nic gorszego niż ostre mrozy po gorących wiosennych dniach...

środa, 4 marca 2015

Kawa dla róż

Jakiś czas temu pisałam o kilku ekologicznych ciekawostkach, które pragnęłabym wypróbować. Kolejną z nich jest kawa w ogrodzie. Informację o dobroczynności kawy znalazłam w jednym z portali ogrodniczych oraz w książce "Róże i rośliny balkonowe". Jeśli pijecie dużo kawy z fusami zamiast je wyrzucać możecie zrobić z nich organiczny nawóz dla części swoich roślin. Wystarczy dodać je do ziemi. Dla mnie to wspaniałe rozwiązanie. W moim domu pije się bardzo dużo kawy - czasami ktoś zapomniał usunąć fusy przed umyciem z kubka i zaraz zatykał się zlew. Teraz wszystkie fusy są skrupulatnie odkładane do słoiczka. 



Kawa zapewnia naszym roślinom azot, fosfor oraz magnez. Ma również tę zaletę, że odstrasza niektóre szkodniki np. ślimaki ale za to jednocześnie przyciąga robaki spulchniające ziemię. Zapewnia różom też właściwie Ph. Ponadto kawa jako naturalny nawóz jest bezpieczniejsza, jeśli zamierzamy robić z naszych róż przetwory - nie mówiąc o tym, że róże nawożone naturalnymi nawozami ponoć lepiej pachną. Niedługo będzie okazja, by sprawdzić to wszystko w praktyce, ponieważ podstawowe nawożenie należy rozpocząć w czasie wybijania pędów. 



Niektórzy radzą, by jako pokarm dla róż wykorzystywać również filtry po kawie, zakopując je w ziemi wraz z zawartością. Można także zrobić odżywkę stosując pół kilo fusów na pięć litrów wody. Oprócz róż kawę lubią także pomidory, żonkile, jagody i rododendrony. Nawozem dla roślin mogą być również fusy po herbacie oraz pocięte skórki po bananach. Te ostatnie stanowią źródło potasu. 

poniedziałek, 2 marca 2015

Plan nasadzeń 2015

Jak wiadomo luty i marzec to czas wysiewania bylin i niektórych kwiatów letnich stąd mój plan nasadzeń powstał już w styczniu. Jednak po drodze zdarzyło się tyle innych przyjemnych i ciekawych rzeczy, że nieco zwlekałam z notatką. W tym roku wybrałam dwa rodzaje roślin: przyjazne dla owadów zapylających oraz co oczywiste, polecane jako towarzystwo dla róż. Ponadto uwielbiam alpinaria, stąd i kilka górskich akcentów w postaci np. dzwonków karpackich. Większość z wymienionych bylin będę sadziła po raz pierwszy i jestem bardzo ciekawa jak się u mnie przyjmą. 



Duże nadzieje wiążę  z pysznogłówką. Nie dość, że to roślina polecana do sadzenia z różami to nadaje się do aromatyzowania herbat. Ja zaś bardzo lubię by moje kwiaty były również pożyteczne. Wybrałam więc i kilka ziół. Z tej grupy sadziłam już macierzankę i tymianek (zresztą bardzo bliskich krewniaków). Ich jedyną wadą jest bujny rozrost więc najlepiej je sadzić w towarzystwie roślin równie ekspansywnych. Czarnuszka damasceńska jest jadalną rośliną i dobrym partnerem dla róży. Wraz z zwrotnicą zwaną "zwierciadłem Wenus" posiada śródziemnomorskie pochodzenie. Nie lubi przesadzania więc z jej wysiewem trzeba będzie jeszcze nieco poczekać. W późniejszym terminie planuję dołączyć jeszcze miętę z którą mam dość dobre doświadczenia (wspaniale pachnie poruszana letnim wiatrem) oraz hyzop lekarski w postaci sadzonki - to zaś z lenistwa ponieważ kwitnie on zwykle dopiero na drugi rok. Nie chcę tyle czekać więc będę szukała dojrzalszej krzewinki. Mam nadzieję, że tak skomponowane towarzystwo będzie się dobrze ze sobą czuło a co najważniejsze będzie nieźle współgrało z różami.

Nie zapominam również o owocach i małym warzywniaku. Umieszczam go po drugiej stronie mojego balkonu w bardziej osłoniętej części (róże wolą przewiewne miejsca). W tym roku zamierzam posadzić pomidorki koktajlowe, cebulkę szalotkę, truskawkę pnącą, nieco szczypiorku i sałaty. Jeśli zdążę dodam również papryczki habanero. Do tego wszystkiego dokładam jeszcze ogórecznik, cudowną alternatywę dla ogórka. Trochę taki miszmasz dostosowany do gustów moich i mojej rodziny. 

Wrócę jeszcze na chwilę do tymianku. Z tym wspaniałym ziołem kojarzy mi się piękna szkocka piosenka, która jest dla mnie zawsze zapowiedzią wiosny i lata.... Polecam ją do słuchania w oczekiwaniu aż nasze byliny podrosną i nabiorą sił :) Niech przypomina nam ciepłe, słoneczne, pachnące miętą i różami dni...

"O the summer time has come
And the trees are sweetly bloomin'
And the wild mountain thyme
Grows around the bloomin' heather"




Stare posty

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Zdjęcia bez wskazanego źródła są na licencji public domain.

KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI DO PRODUKTÓW I SKLEPÓW BĘDĄ TRAKTOWANE JAKO SPAM.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Back
to top