Róża herbatnia - zabytek znaleziony w rodzinnym ogrodzie

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Cięcie letnie odmian starych i historycznych

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Róże i filozofia czyli o pomyłce w rosarium...

CONVERSATION

14 komentarze:

Prześlij komentarz

Czy istnieją róże czarne, zielone, niebieskie?

CONVERSATION

1 komentarze:

Prześlij komentarz

Przepis na konfiturę z truskawek i płatków róż

CONVERSATION

1 komentarze:

Prześlij komentarz

Mme Isaac Pereire - róża pachnąca konfiturami

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Odświeżający tonik z róży damasceńskiej - prosty przepis na wodę różaną...

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Róża portlandzka hrabiego Chambord - czyli Comte de Chambord

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

niedziela, 28 czerwca 2015

Róża herbatnia - zabytek znaleziony w rodzinnym ogrodzie

W trakcie ostatniej wizyty na wsi ciocia zaczęła opowiadać mi o róży, którą ma już od 30 lat. Użyła przy tym określenia róża herbaciana. Zdziwiona tym określeniem zaczęłam drążyć temat. Określenia "róża herbaciana" niektórzy używają czasami w odniesieniu do koloru. Pod tym terminem kryje się jeszcze jednak coś dużo ciekawszego - pewna zapomniana rasa róż: róże herbatnie . Tym razem chodziło właśnie o rasę róż nie o kolor. Byłam zdziwiona, że taka róża mogła przetrwać w polskim ogrodzie tyle lat. Mimo deszczu wyszłyśmy do ogrodu ją obejrzeć. W momencie, kiedy przytknęłam nos do kwiatu i poczułam zapach słodkiej herbaty byłam już pewna, że to rzeczywiście róża herbatnia. Ciocia dostała ją 30 lat temu od znajomego szkółkarza. Z róży pozyskała nieliczne sadzonki. Róża, którą oglądałam była jedną z dwóch sadzonek, które przetrwały  i utrzymały się wiele, wiele lat. Każdy kto zna tę różę wie, że przy uprawie w gruncie w polskich warunkach to duży sukces. Nie udało mi się tylko wyciągnąć nazwy odmiany. Nie przetrwała w pamięci.

Zmoczona deszczem róża herbatnia

Róża herbatnia jest ogniwem łączącym róże historyczne i współczesne. Powstała z krzyżowania róży chińskiej, róży noissetea i róż burbońskich. Wyglądem przypomina dzisiejsze mieszańce herbatnie, szczególnie róże wielkokwiatowe. Róża herbatnia powtarza kwitnienie i ma ładny zapach herbaty, nieco słodki jak na mój gust. To delikatna roślina. Jest bardzo niemrozoodporna i posiada mniej zróżnicowany koloryt, przez co ostatecznie przegrała wyścig o miejsce w naszych ogrodach wyparta przez wspomniane mieszańce herbatnie. Dzisiaj jest rzadkim zjawiskiem. I to czyni ją gratką dla każdego kolekcjonera. Róża herbatnia współcześnie zyskała wartość jako niezwykle istotny element historii róż. Jak widać przy odrobinie pracy można utrzymać ją w ogrodzie nawet w naszym klimacie. Róże historyczne posadzone wraz z różami herbatnimi i współczesnymi mogą stworzyć bardzo ciekawe miejsce, ukazujące historię i rozwój róż w czasie. Może to być nietypowy pomysł na ogród. W gruncie rzeczy czemu nie? Czy zawsze ważny musi być kolor i forma? Czemu czasem nie postawić na ciekawą opowieść, którą można przedstawić gościom w trakcie oprowadzania po własnym ogródku? 

Inny przedstawiciel róży herbatniej Mrs. Dudley Cross

Róże herbatnie ponoć nieźle rosną też w donicach i spokojnie można uprawiać je na tarasie czy balkonie. To może ułatwiać ich hodowlę, ponieważ pojemnik zawsze można przestawić w cieplejsze miejsce i porządnie go okryć. Być może róże herbatnie nie specjalnie nadają się do gruntu ale może znajdziemy dla nich miejsce na balkonie? Poprosiłam w tym roku ciocię o sadzonkę. Jeśli tylko uda się ją pozyskać, zamierzam przetestować tę różę w warunkach donicowych. Kto wie, może okaże się, że ludzkość skreśliła je jednak zbyt wcześnie? 


czwartek, 25 czerwca 2015

Cięcie letnie odmian starych i historycznych

Ponieważ część odmian właśnie kończy swoje kwitnienie warto zabrać się za cięcie letnie. Nie jest ono wcale skomplikowane czy pracochłonne a ma dobroczynny wpływ na nasze róże, ponieważ pozwoli im się właściwie zagęścić lub szybciej powtórzyć kwitnienie. Odmiany stare tniemy zaraz po przekwitnięciu kwiatów - jesienne cięcie nie jest u nich wskazane. Pod tym względem znacznie się one różnią od popularnych współczesnych róż wielkokwiatowych, które często przycina się mocno na jesień. Podobnie jak w wypadku cięcia wiosennego należy rozróżnić czy posiadamy odmiany powtarzające kwitnienie czy też nie. 



Odmiany niepowtarzające kwitnienia to róże białe (chodzi oczywiście o Rosa Alba nie o kolor), francuskie, mchowe, stulistne i niektóre damasceńskie. Po kwitnieniu delikatnie prześwietlamy krzew. Możemy usunąć przekwitłe kwiatostany jeśli jednak zależy nam na zawiązaniu owoców z oczywistych względów pozostawiamy je w spokoju. Cięcie róż powtarzających kwitnienie czyli róż damasceńskich, portlandzkich, burbońskich, mieszańców piżmowych i remontantów polega jedynie na usuwaniu przekwitłych kwiatów. 



Do cięcia używamy czystych narzędzi. Możemy przy okazji usunąć te pędy, które zostały w jakiś sposób uszkodzone np.od wiatru czy podczas przesuwania donicy. Tniemy w słoneczne dni aby do ran nie dostawała się woda. Cięcie zawsze warto jest połączyć z profilaktycznym opryskiem przeciwgrzybowym. O tej porze roku, jeśli nie mamy jakiś większych problemów sięgamy jednak po ekologiczne środki np. odwar z cebuli lub czosnku. Nie ma sensu nadmiernie obciążać środowiska bez wyraźnej potrzeby. Oprysk robimy gdy słońce już zajdzie, by przypadkiem nie poparzyć naszych krzewów. 

wtorek, 23 czerwca 2015

Róże i filozofia czyli o pomyłce w rosarium...

Jakiś czas temu pisałam, że moja róża Charles de Mills zachowuje się nieco dziwnie. Oto i ciąg dalszy tej historii. Niedawno wróciłam z urlopu. Zostawiłam na balkonie system nawadniania wykonany metodą chałupniczą i wyjechałam na ponad tydzień. W tym czasie moja rosa gallica zawiązała już dość ładne pąki kwiatowe i wiedziałam, że po powrocie będę mogła ujrzeć wreszcie swoje kwiaty. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam... zupełnie inną różą... No może nie tak dosłownie. Zamiast Charles de Mills zobaczyłam inną odmianę róży galicyjskiej. Powinnam była zacząć coś takiego podejrzewać... Mam swoje ulubione rosarium, w którym zaopatruję siebie i najbliższą rodzinę. Jestem z niego zadowolona. Wcześniej nie zdarzyło mi się coś takiego. Niech więc pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie pomylił się w pracy. Taka pomyłka mogła się wydarzyć. Pomylono dwie róże galicyjskie w postaci korzenia. Owszem różnią się one znacznie ale głównie wtedy gdy są bardziej rozwinięte. Ot, pojawił się kolejny minus dotyczący kupowania róż pod postacią korzenia i będę musiała mieć to na uwadze. 



W moim pierwszym odruchu poczułam rozczarowanie. Myślałam o napisaniu do rosarium z reklamacją. Nie tego chciałam. Kupuję zawsze konkretne odmiany, po wcześniejszym zapoznaniu się z nimi i starannym przemyśleniu całej sprawy. Nigdy nie biorę czegoś w ciemno. Drugą moją myślą było oczywiście pytanie "co to za róża"? Łatwo było mi odpowiedzieć ponieważ dostałam bardzo charakterystyczną odmianę. Jest to róża Gallica Versicolor nazywana także Rosa Mundi. Sport tak zwanej róży aptecznej. Ponieważ ostatnio zamierzałam kupić w prezencie taką różę dla krewnego na działkę tylko wzruszyłam ramionami i stwierdziłam, że po prostu dam mu swój niechciany sport. 

Zrobiłam jednak coś innego. Powiedziałam sobie "skoro już ją mam, czemu nie dać jej szansy?". I po krótkim czasie Gallica Versicolor zupełnie mnie oczarowała. Im bliżej ją poznawałam tym bardziej okazywała się fascynująca i piękniała w oczach. Trzeba na nią chyba patrzeć z bliska by ją właściwie ocenić. Zdjęcia nie oddają jej piękna. To jedna z najstarszych odmian europejskich. Przewędrowała Europę. Jest dwukolorowa ale mutacja powstała bez ingerencji człowieka. Róża średniowiecznych aptekarzy i królewskich ogrodów. Trzmiele latają do niej jak głupie. Jeśli hodujecie pomidory czy inne warzywa i zależy wam na przywabieniu zapylaczy pomyślcie o Rosa Mundi ponieważ u mnie wygrała nawet z chabrami. Ta róża zdecydowanie zasługuje na osobną i długą notkę.



Ale Rosa Mundi ma dzisiaj dla mnie jeszcze inne znaczenie. Jakiś czas później oglądałam wykład na temat stresu i sukcesu. Po tym wykładzie spojrzałam na swoją różę i uświadomiłam sobie coś niezwykłego. Często w życiu coś idzie pod górkę. Wydaje nam się, że ponieśliśmy porażkę. Stało się coś złego lub po prostu poszło nie po naszej myśli. Wpadamy w przygnębienie i ogarniają nas negatywne uczucia. Kiedy spotyka nas coś takiego mamy jednak wyjście, chociaż może o tym jeszcze nie wiemy. W moim przypadku miałam do wyboru zupełnie różne uczucia. Pracowałam przy tej róży ponad pół roku, włożyłam w nią tyle starań a okazała się być czymś zupełnie innym. Czymś czego nie chciałam. Znałam tę odmianę, nigdy nie chciałam jej kupić, bo do donic nadawała się średnio. Mogłam poczuć się oszukana przez tę nieszczęsną pomyłkę i złościć się. Dałoby mi to kilka dni złego samopoczucia. Potem oddałabym różę ze świadomością, że muszę zaczynać wszystko od nowa. Zamiast tego postanowiłam się nie złościć i "otworzyć" się na całą sytuację. Dzięki temu nie czułam dalej rozczarowania. Wręcz przeciwnie. Znalazłam w swojej przypadkowej róży mnóstwo opowieści i inspiracji. Rosa Mundi stała się dla mnie świetną metaforą tego co spotyka nas czasem w życiu. Ustawiałam ją na parapecie i za każdym razem gdy na nią spoglądam, przypominam sobie tę życiową prawdę. Możemy sprawić by w naszym życiu nie było porażek. Wystarczy uświadomić sobie, że ich tak naprawdę nie ma. Są po prostu różne drogi... 

niedziela, 21 czerwca 2015

Czy istnieją róże czarne, zielone, niebieskie?

Jest to jedno z tych pytań na które można odpowiedzieć: i tak i nie. Róż o czystym kolorze błękitu, czerni czy zieleni nie uzyskano. Oferowane w takim kolorze róże są sztucznie farbowane - jeśli ktoś twierdzi, że otrzymacie takie kwiaty z sadzonki albo nasion, niestety próbuje was oszukać.

Nie mniej istnieją odmiany róż o zbliżonych odcieniach. Hodowcy powszechnie używają określenia "niebieskie" dla róż o odcieniu liliowym czy sinofiloteowym. Za niebieskie są więc uznawane przykładowo odmiany "Simone", "Lady X", "Parole" czy "Rhapsody in Blue". Grupa tych odmian wciąż się powiększa.

                                                              Róża Rhapsody in Blue

Najbardziej zieloną różą jest Viridiflora znana już od 1833 roku. Ma ona bardzo specyficzny kwiat o nietypowym kształcie - zielone działki kielicha, które przebarwiają się na purpurowo. Ponadto istnieją odmiany o kolorach zielono-różowych, seledynowych czy seledynowo-cytrynowych np. odmiana Elfe.

Róża Viridiflora

Najgorszej sprawa wygląda z różami "czarnymi" gdyż czarne są jedynie ich pąki, kwiat zaś będzie posiadał zupełnie inną barwę. Takie róże zawierają dużą ilość antycyjanu dzięki czemu uzyskują po prostu ciemniejszy kolor - są to odmiany ciemnoczerwone lub purpurowe.


Róża "czarna" Guinee
źródło zdjęcia: http://www.allaboutroses.com.au

A co z tak zwanymi różami "tęczowymi"? Skoro hodowcy nie uzyskali ani pełnego koloru niebieskiego ani zielonego, możecie się domyślać, że to również nie jest możliwe. Na temat róż tęczowych nie będę się rozdrabniać ponieważ powstał już inny dobry artykuł na blogu Bez Ogródek, tłumaczący całą kwestię. Znajdziecie go pod tym linkiem: bez-ogrodek-blog.blogspot.com

Mam jednak czasami wrażenie, że niektórzy ludzie bardzo chcieliby wierzyć w istnienie tęczowych lub soczyście czarnych róż ponieważ blogerzy piszący o tej sprawie czasami słyszą zarzuty w stylu: "skąd wiesz, czy to oszustwo? Tylko się mądrujecie, nigdy przecież nie próbowałeś takiej róży posadzić czy wyhodować". Otóż prawda jest taka, że nie musimy. Zrobili to ludzie dużo od nas mądrzejsi, z większym doświadczeniem oraz zapleczem technologicznym i dostępem do rozmnażania sadzonek metodą in vitro. Jeśli takim osobom jak David Austin czy pracownikom firmy W. Kordes' Sohne lub Tantau nie udało się takich kolorów osiągnąć to znaczy, że nie jest to jeszcze możliwe. Być może kiedyś uda się  wyhodować róże czarne, czysto niebieskie i jednolicie zielone - pamiętajmy, że były czasy gdy to róża o żółtym kolorze była bardzo rzadkim zjawiskiem.

Jeśli interesują was dążenia genetyków i hodowców w tej kwestii polecam jeszcze artykuł na portalu "Moje Róże, Moja Pasja" - http://www.roses.webhost.pl/2008/05/niebieska-roza/

Zawsze sprawdzajcie nazwę oferowanej odmiany by być pewni koloru i nigdy nie kupujcie tak zwanych "nasion" róży. Rozmnażanie róż nie jest jakąś wyjątkową tajemnicą i każdy rosoman wie, że róże pozyskuje się wyłącznie poprzez sadzonkowanie i okulizację a to z tego względu, że roślina wyhodowana z nasionka nigdy nie powtórzy cech rośliny macierzystej. W ten sposób rozmnażają się jedynie róże dziko rosnące w przyrodzie. W praktyce nasion używa się także do hodowli nowych odmian a każda roślina wyrosła z takiego nasienia jest osobną odmianą.

wtorek, 9 czerwca 2015

Przepis na konfiturę z truskawek i płatków róż

Płatki róż i truskawki czyli dwie najsmaczniejsze rzeczy połączone w jedną. Swoją konfiturę zrobiłam ze 100 gram płatków róż i 900 gram truskawek, ale możecie dowolnie dobrać proporcje w zależności od własnego gustu. Im więcej płatków róż tym konfitura będzie słodsza i bardziej "perfumowa". Smak konfitury będzie również zależny od typu róży jakiej użyjecie.




Do celów kulinarnych należy używać róż, które są oznaczane w rozariach jako nadające się do konfitur. W ten sposób unikacie odmian gorzkich, niesmacznych oraz róż, które mogły być zaprawiane jako sadzonki mocno toksycznymi środkami ochrony roślin. Więcej na ten temat znajdziecie w moim wcześniejszym poście: Czy wszystkie róże są jadalne. Osobiście użyłam kilku róż burbońskich i damasceńskich. 

Konfiturę z płatków róż należy robić zawsze z rana, używając świeżych, młodych kwiatów. Wówczas w różach znajduje się najwięcej olejków eterycznych i będą one najbardziej aromatyczne. 

Na równy kilogram truskawek i płatków róż użyłam pół kilko cukru i jedno opakowanie konfiturexu. 


Truskawki należy obrać, pokroić wedle uznania, wymieszać z konfiturexem i zagotować. W tym czasie obieramy różę z płatków i odcinamy z nich białe końcówki. Następnie płatki zalewamy wrzątkiem, odcedzamy i skrapiamy cytryną. Rozdrabniamy płatki palcami. Dodajemy do truskawek i konfiturexu, mieszamy, chwilkę gotujemy i wsypujemy pół kilo cukru. Na opakowaniu konfiturexu znajdziecie informację, że powinniście gotować konfiturę 3 minuty, moim zdaniem jest ona wtedy zdecydowania za rzadka. Postępuję trochę inaczej - gotuję konfiturę na małym ogniu godzinę. Następnie studzę ją i sprawdzam na ile rzeczywiście zgęstniała. Jeśli ma już odpowiednią konsystencję wkładam ją do słoików i pasteryzuję. 


Najłatwiejszą metodą pasteryzacji jest umieszczenie słoików na pół godziny w 130 stopniach Celsjusza w piekarniku (oczywiście słoiki nie mogą mieć wtedy gumowych części). Później wyłączam piekarnik ale zostawiam w nim słoiki by stopniowo wystygły, obracając je najpierw wieczkiem do dołu. Wyciągam je gdy są już zimne. Z kilograma owoców wymieszanych z płatkami róż i pół kilo cukru wychodzi prawie kilogram konfitury. Truskawki możecie również spróbować zastąpić malinami albo przetestować kilka innych ciekawych połączeń w zależności od tego jakimi różami dysponujecie. Interesującym połączeniem może być np. róża stulistna o cytrynowym aromacie i brzoskwinie. Smacznego :) 

sobota, 6 czerwca 2015

Mme Isaac Pereire - róża pachnąca konfiturami

Od niedawna kwitnie u mnie róża Mme Isaac Pereire. Czekałam z niecierpliwością na jej piękne kwiaty, słyną one bowiem z niezwykłego aromatu. Sława tej róży w zakresie zapachu a także użyteczność w kuchni (Mme Isaac Pereire doskonale nadaje się do konfitur) zachęciły mnie do jej zakupu w zeszłym roku późnym latem. Oczywiście o tej porze roku nie miałam już szans na kwiaty tak więc pozostawała mi jedynie cierpliwość. Z początkiem czerwca róża wreszcie rozpoczęła swój spektakl.





Gdy przystawi się nos do płatków wydaje się, że róża ma słodki cytrynowy zapach, niezwykle zresztą podobny do "perfum" róż stulistnych. Zastanawiałam się więc czemu aromat tej róży opisuje się czasami jako malinowy. Sprawa wyjaśniła się, kiedy któregoś dnia usiadłam przy tej róży. Zapach wyczuwalny z daleka ma już zupełnie inną tonację. Przysięgam, że zaczęłam rozglądać się kto zostawił na balkonie słoik po konfiturach zanim uświadomiłam sobie, że to pachnie Mme Isaac Pereire. Zdecydowanie pachnie słodkimi konfiturami. Kwestią sporną pozostaje czy są to konfitury malinowe, bo jak dla mnie to bardziej truskawka ;)



Mme Isaac Pereire jest jednak okropną kapryśnicą. Po pierwsze lgną do niej mszyce i wykazują w stosunku do niej zadziwiające przywiązanie. Na szczęście mogę powiedzieć, że posadzenie obok czosnku, mięty i cotygodniowe opryski z wywaru z cebuli załatwiły skutecznie tę sprawę. Mszyce pojawiają się już z rzadka albo wcale - minusem tej metody jest niesamowity fetor wywaru utrzymujący się nawet godzinę po zabiegu i brzydkie plamy na liściach. Walka z mszycami to jednak droga kompromisu... 



Drugim kaprysem Pani Pereire jest zaś miejsce. Przenoszę tę różę trzeci raz. W moich warunkach jest dość wrażliwa na pogodę. Na początku maja gdy było nieco chłodnawo wyraźnie gorzej rosła, do tego nie służył jej wiatr, więc ustawiłam ją na parapecie w najbardziej nasłonecznionym miejscu. Było jej tam bardzo dobrze, póki nie pojawiły się upały. Koło godziny 17 potrafiła cała klapnąć od gorąca. Bałam się o jej płatki musiałam więc znowu przestawiać ją gdzie indziej. To jedyna róża, z którą tak latam po balkonie. Mme Isaac Pereire napsuła mi trochę krwi i w tym i w zeszłym roku ale chyba naprawdę warto ją mieć. Jest przepiękna i romantyczna. Do tego jej urok jest bardzo swobodny, kojarzy się z zapuszczonym angielskim ogrodem lub wiejskim pejzażem. Żałuję, że mam tak mało miejsca ponieważ Mme Isaac Pereire pewnie nieźle komponowałaby się z malwami...


czwartek, 4 czerwca 2015

Odświeżający tonik z róży damasceńskiej - prosty przepis na wodę różaną...

Zamierzałam zerwać rano kilka róż by zrobić różano-owocowe konfitury ale niestety mój plan spalił na panewce, ponieważ dzień wcześniej za późno wybrałam się po truskawki i niestety już ich nie dostałam. Żal byłoby jednak marnować taki ładny poranek, przypomniałam więc sobie o prostym przepisie na wodę różaną, na bazie której mogłam zrobić równie łatwy tonik. 



Róże czy to do konfitur, czy do kosmetyków należy bowiem zbierać rano i oporządzać je póki są świeże. Rano w płatkach róż znajduje się najwięcej olejków eterycznych, które później w ciągu dnia są uwalnianie - stąd niektóre róże lepiej pachną południem. Najbardziej lubianą różą w kosmetyce jest róża damasceńska. Widziałam również, że stosuje się róże białe (nie chodzi tu o kolor ale o tak zwane róże Alba) oraz róże stulistne. Nie mniej do tego celu można użyć każdej niepryskanej i mocno pachnącej róży.  



Osobiście użyłam swojej róży damasceńskiej/portlandzkiej Comte de Chambord - ma ona tyle płatków, że na całą buteleczkę, wystarczy zerwać dwa kwiaty. Następnie należy obrać różę z płatków i wrzucić je do niewielkiego garnka. Płatki zalewamy wodą źródlaną albo ostudzoną wodą przegotowaną do momentu aż wszystkie zostaną przykryte. Stawiamy na małym ogniu pod lekko uchyloną przykrywką. Woda nie powinna się gotować. Jeśli jednak doprowadzicie ją do wrzenia po prostu zestawcie na chwilę garnek z ognia. Kiedy płatki zrobią się zupełnie białe a woda lekko się zaróżowi to znak, że wasza woda różana jest gotowa.



Jeśli chcecie zrobić odświeżający tonik wystarczy poczekać aż woda różana nieco wystygnie, dodać do niej łyżkę naturalnego miodu i trochę soku z połówki grejpfruta, wszystko wymieszać i wlać do słoiczka albo butelki. Róża działa wygładzająco i kojąco, miód nawilża zaś sok z grejpfruta rozświetla cerę. Sama mam jasną, wrażliwą na podrażnienia cerę i ten przepis bardzo mi się sprawdził. Redukuje poranne zaczerwienienia i przywraca świeży wygląd. Zauważyłam, że działa również ściągająco. Oczywiście w zależności od waszych potrzeb wodę różaną możecie używać jako bazy do wyrobu własnych toników. Możecie ją stosować także solo do przemywania cery lub dodawać do kąpieli. Trwałość wody różanej domowej roboty wynosi miesiąc. Przez ten czas woda różana powinna być przechowywana w lodówce.



wtorek, 2 czerwca 2015

Róża portlandzka hrabiego Chambord - czyli Comte de Chambord

Pisałam już o róży Comte de Chambord - pięknej róży portlandzkiej nazwanej na cześć hrabiego Henryka Chambord, nieproklamowanego króla Francji i Nawarry. Dzisiaj chciałabym pokazać wam jak ta róża czuje się w pojemniku i jak prezentuje się na balkonie. Jest do tego okazja bowiem mój egzemplarz właśnie zakwitł pierwszy raz tego roku. 





Moim skromnym zdaniem to jedna z najlepszych róż portlandzkich jeśli nie najlepsza. Rzadko zdarza się takie połączenie odporności, piękna i zapachu. Zwykle jeśli róże są odporne ich zapach jest marny. U Comte de Chambord wszystko jest na swoim miejscu. Róża z niewielką pomocą oprze się każdemu niebezpieczeństwu - mszyca siada na niej raczej rzadko, odporność na choroby grzybowe również jest zadowalająca. Przy tym wszystkim Comte de Chambord posiada taki zapach, że gdy tylko wyjdę na balkon od razu czuję słodką woń perfum. Zauważyłam, że im jest cieplej, tym aromat staje się intensywniejszy. Rano jest on ledwo wyczuwalny - po południu króluje już na całym moim balkonie.




Kwiaty są bardzo liczne. Na jednym pędzie Comte de Chambord zawiązuje trzy pąki. Kwiat nie jest bardzo duży ale obfity. Płatki nadają się zarówno do konfitur jak i toników czy różanych maseczek. Róża Comte de Chambord jest bowiem klasyfikowana również jako róża damasceńska - rodzaj róży chętnie używany w kosmetyce. Comte de Chambord jest dość rozłożysta i silnie rośnie co daje nam możliwość jej ciekawego wyeksponowania. Poszczególne pędy można podeprzeć o barierkę lub ułożyć w inny sposób. Róża wymaga dobrego nasłonecznienia.









Stare posty

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Zdjęcia bez wskazanego źródła są na licencji public domain.

KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI DO PRODUKTÓW I SKLEPÓW BĘDĄ TRAKTOWANE JAKO SPAM.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Back
to top