Zimowe inspiracje i dekoracje...

CONVERSATION

2 komentarze:

Prześlij komentarz

Opowieść o przeszłości czyli inwentaryzacja w ogrodzie...

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Różane zagadki i wyjątkowe odmiany - Capitaine Williams czy Comte de Chambord?

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Polskie Róże

CONVERSATION

5 komentarze:

Prześlij komentarz

Przygotowania do zimy...

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

niedziela, 29 listopada 2015

Zimowe inspiracje i dekoracje...

Co prawda jeszcze nie zima ale późna jesień. Dla rosomanów to chyba bardziej czas na uzupełnianie lektur, planowanie i poszerzanie wiedzy niż na pracę przy różach. Jest niewiele do roboty i w ogrodzie i na balkonie. Osobiście w okresie od listopada do marca spędzam więcej czasu robiąc na drutach niż przy kwiatach. Nie mniej szczególnie w takie brzydkie, ciemne dni czuję potrzebę kontaktu z przyrodą. Powoli zaczyna też się unosić w powietrzu świąteczny nastrój. W związku z tym dzisiaj zamiast o różach będzie o wiecznie zielonych roślinach a raczej o pachnących roślinnych dekoracjach. Robię je co roku, na razie jest jeszcze zbyt wcześnie, by zająć się ich przygotowaniem, jednak to dobry moment na zbieranie inspiracji i pomysłów. Oto kilka moich ulubionych dekoracji:








źródło zdjęć: 

 
 
Spacer po lesie czy parku, trochę wstążek z pasmanterii, klej epoksydowy i mamy bukiet z szyszek. Końce szyszek można też pomalować złotą lub srebrną farbą, użyć cienkich wstążek i w ten sposób stworzyć ozdoby na choinkę.


 
      źródło zdjęcia:
 
Jeśli rośnie u was jaśmin właściwy, to akurat w grudniu zaczynają rozwijać się jego pięknie pachnące kwiaty. Tę "zimową" roślinę  możemy wykorzystać do przygotowania aromatycznej ozdoby na stół. Zamiast jaśminu możemy wykorzystać też inne pachnące rośliny np. rozmaryn czy drobne gałązki świerku. Reszta składników to pomarańcze nadziewane całymi goździkami i anyżem. 






Piękna i dość skomplikowana ozdoba wykonana przez zawodowego florystę ale możemy sporządzić jej prostszą wersję. Czasami w parkach czy w lesie można znaleźć dość duży płat kory. Warto go wtedy wysuszyć i za pomocą żywicznego kleju  przymocować do niego drobne szyszki, gałązki iglaków, laski cynamonu i owoce dzikiej róży.  Całość można spryskać nabłyszczającym lakierem w spraju. Uwaga - taka ozdoba może być łatwopalna, więc jeśli chcecie umieszczać na niej świece to ostrożnie z ogniem. 


Jeśli macie smykałkę do majsterkowania możecie spróbować wykonać proste świeczniki z niewielkich pni. Można ich poszukać w parkach (zostają czasem jako ścinki po pracach leśnych) lub w zestawach drewna do kominków.




W wielu miejscach można dostać przezroczyste bombki. Można z nich delikatnie zdjąć zaczepkę a w środku umieścić drobne gałązki ostrokrzewu lub iglaków. Taki bombki warto rozwiesić nie tylko na choinkach ale użyć jako ciekawy akcent do stroików.

niedziela, 22 listopada 2015

Opowieść o przeszłości czyli inwentaryzacja w ogrodzie...

Można zadać sobie pytanie po co w ogóle przeprowadzać inwentaryzacje w  zwykłym, przydomowym ogrodzie? Czy to ma jakikolwiek sens? Sama do tej pory prowadziłam notatki w małym kalendarzyku zapisując co sadzę, jak to się sprawuje, czym nawożę, jak chronię, czym opryskuję i ile razy w sezonie. Podobne zapiski miały pomóc mi wyłącznie w planowaniu i śledzeniu rezultatów, wprowadzaniu zmian i wyciąganie wniosków odnośnie pielęgnacji. Inwentaryzacja ma zupełnie inny cel - zachowanie wiedzy o naszym ogrodzie na długie lata.




Jak ważna i cenna to czynność możemy przekonać na przykładzie wspomnianej już przeze mnie róży Proffesor dr Shmidt. Na blogu "Moje Róże, Moja Pasja" autor opisuje fascynującą historię ponownego odkrycia tego krzewu. I tak dzięki temu, że dziadek Pana Jacka Kondratowicza spisywał kolekcjonowane odmiany, róża dr Shmidt została przywrócona światu. Nie tylko rodzina Kondratowiczów zyskała na tym wydarzeniu ale my wszyscy - miłośnicy i pasjonaci róż. Osobiście mam jeszcze inne doświadczenia w tym zakresie. Z zawodu jestem archiwistą a w wolnym czasie zajmuję się również genealogią mojego dziadka. Im więcej mam okazje oglądać stare dokumenty, odnajdywać zaginione nazwiska własnych przodków tym większą czuję potrzebę zachowania wiedzy o nas samych dla przyszłości - i to szeroko rozumianej, nie ograniczając się wyłącznie do własnych potomków ale do wszystkich, którzy pragnęliby ze zgromadzonych zbiorów korzystać. Kolekcjonując i spisując interesujące a zarazem długoletnie rośliny przekazujemy nie tylko nazwisko ale odrobinę wiedzy o nas samych, naszych pasjach i miłości - wiedzy, która gwarantuję wam, jeśli odpowiednio się nie postaramy zostanie rozmyta i zupełnie zgaśnie. W księgach stanu cywilnego znajduję nazwiska, o których nawet najstarsi przedstawiciele mojej rodziny już nie pamiętają, szczególnie jeśli idzie o linie żeńskie - nawiązanie ponownej więzi z własnymi przodkami jest wyjątkowym, bardzo emocjonalnym i pozytywnym doświadczeniem. Polecam każdemu kto ma odrobinę czasu.



Myślę, że wciąż brakuje w nas pewnego myślenia, nieograniczającego się wyłącznie do pojęcia "my i nasze czasy, nasze potrzeby" ale wykraczającego nieco naprzód... Kiedyś istniał zwyczaj zapisywania wszystkich urodzeń, małżeństw i zgonów w rodzinnej Biblii lub modlitewnikach. Mam dzisiaj aż dwa takie modlitewniki i jedną Biblię, wszystkie XIX wieczne. Ich właściciele niefrasobliwie się ich pozbyli za jakieś śmieszne pieniądze. Myślę, że uczynili to jednak z dużą stratą dla siebie samych oraz następnych pokoleń. Być może ceni się takie rzeczy bardziej, gdy samemu odczuje się ich stratę... Moja druga babcia przykładowo często wspomina skradzioną przez nazistów porcelanę a ja mogę sobie jedynie wyobrażać jak wyglądała - być może właśnie dlatego sama zaczęłam starą porcelaną zbierać, pośrednio odbudowując to, co stracone.

Wracając jednak do róż - moim zdaniem szczególnie warte spisywania są kolekcjonerskie odmiany stare oraz nowości o nieugruntowanej jeszcze pozycji. Ale nawet w wypadku dość popularnych róż nie wiadomo ile odmian przetrwa modę i upływ czasu. Wszystko się zmienia, tak więc zakładanie, że to co popularne teraz będzie trwało wiecznie, może być naszym poważnym błędem. Tak więc zanim weźmiemy się za spis zastanówmy się, jakie odmiany wybrać i opisać - czasami warto posłuchać własnej intuicji w tym zakresie. Jeśli już podejmiemy decyzję o dokonaniu inwentaryzacji naszych odmian polecam zaopatrzyć się w dobry papier i zrezygnować z formy elektronicznej. Pliki czy to na dysku, czy w internecie są wygodne ale żyją krótko - zmieniająca technologia sprawi, że już za kilka lat może wdać się błąd albo format będzie przestarzały. Zakładając nawet, że będziemy go regularnie aktualizować w pewnym momencie, możemy z różnych powodów  (a jednym może być późna starość) porzucić nasz projekt. Plik szybko przepadnie. Stąd staromodny papier będzie właściwszy. Współczesny, masowo produkowany papier ma jednak ograniczoną trwałość i wytrzymałość, więc jeśli myśmy o naszej inwentaryzacji poważnie, polecam z czasem zaopatrzyć się w papier do materiałów archiwalnych - ten papier jest tworzony z myślą o dokumentach przechowywanych w Archiwach Państwowych stąd jego trwałość jest nieporównywalnie lepsza. Podobnie należy postępować wybierając długopis - acz myślę, że w tym wypadku można ograniczyć się głównie do wodoodporności. Opisując odmiany nie skupiajmy się tylko  samej nazwie odmiany i miejscu sadzenia - różne rzeczy mogą się zdarzyć. Ktoś zechce przenieść krzew i co wtedy? Spiszmy charakterystyczne cechy krzewu, pozwalające odróżnić jedną odmianę od drugiej.


W przyszłym roku o ile nie zdarzy się nic, co popsuje moje plany zamierzam zinwentaryzować babciny ogród. Nieco odmian już się tam nazbierało i za chwilę wszyscy zapomną co, kto i gdzie posadził. Pamięć jest ulotna ale jak to napisał Bułhakow "rękopisy nie płoną"...


 

poniedziałek, 16 listopada 2015

Różane zagadki i wyjątkowe odmiany - Capitaine Williams czy Comte de Chambord?

Postanowiłam zrobić małą aktualizację tego posta. Minął dokładnie rok a z eksperymentu wyszły nici. Otóż ciotka i teściowa pomyliły odmiany i efektem tego, nie dało porównać z bliska tych dwóch róż. Austinka zamiast na działce wylądowała na wsi a Capitaine Williams powędrował na ogródki działkowe. Niestety i tak nie miało to znaczenia, gdyż młoda sadzonka Comte de Chambord wymarzła. Nowych sadzonek póki co nie pobierałam, zresztą nie wiem, czy lepszym pomysłem nie byłoby odwrócić kolejność i pobrać sadzonkę Capitaine Williams. Tak więc prawdopodobnie cokolwiek uda się powiedzieć dopiero w przyszłym a może i następnym sezonie...
 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ostatnio rosarium zrobiło mi miły prezent. Wraz z resztą mojego zamówienia otrzymałam w prezencie odmianę Capitaine Williams. Być może dlatego, że jestem upierdliwym klientem, który zadaje dużo pytań i zmienia swoje zamówienie w ostatniej chwili.  W każdym razie była to róża zupełnie mi nie znana i na szybko, na gorącej linii z teściową ustaliłyśmy w jakich warunkach należy różę posadzić. Znalezione informacje dotyczące Capitaine Williams określiłabym jako oszczędne. Ewidentnie nie jest to popularna odmiana, być może za sprawą zamieszania związanego z tą różą. Dzięki temu zyskałam okazję do małego śledztwa i przeprowadzenia pewnego eksperymentu.



źródło zdjęcia i opis odmiany ze strony Moje Róże Moja Pasja: http://www.roses.webhost.pl/2012/12/captain-williams/

Zacznijmy od tego, że Capitaine Williams, występujący obecnie w sprzedaży ponoć nie jest tą samą odmianą, która pierwszy raz została opisana pod imieniem tragicznie zmarłego Kapitana Williamsa. Gdzieś po drodze mogła zdarzyć się pomyłka. Help Me Find sugeruje, że to, co rzeczywiście funkcjonuje pod nazwa Capitaine Williams jest różą portlandzką, być może Comte de Chambord. Jeśli tak jest w istocie, to zupełnie nie rozumiem tego oszczędnego zachwytu dotyczącego Capitaine Williams, gdyż Comte de Chambord jest różą wręcz wybitną, przynajmniej moim zdaniem. Dodatkowo Capitaine Williams ma nie powtarzać kwitnienia zaś jak wiadomo Comte de Chambord zakwita powtórnie - ale nawet i Pan Hrabia Comte nie zawsze kwitnienie powtarza, przynajmniej u mnie. Jest pod tym względem straszliwie wybredny. Co do zapachu, to rzecz subiektywna zależna od nosa. Tak więc to jeszcze o niczym nie świadczy.  

Nie mniej mam wrażenie, że na rynku pod nazwą Capitaine Williams mamy nie jedną ale dwie róże. Jedna z nich może być rzeczywiście niezidentyfikowaną różą portlandzką i jest to róża pochodząca z ogrodu Sangerhausen. Druga zaś to  odmiana francuska. Skąd ten wniosek? Otóż z porównania ofert w rosariach polskich oraz francuskich i rosyjskich. Czy to co widzimy w ofercie Petrovic Roses albo Francia Thauvin jest tym samym co w pozostałych przypadkach? Możecie ocenić to sami, zaglądając pod poniższe linki:




Wydaje się, że wcale nie patrzymy na jedną odmianę - różnica jest wyraźna jeśli zwróćmy uwagę na liście. Duże, szerokie w wersji "polskiej" zaś ciemne, mięsiste i ostro zarysowane na krzewie z rosarium Francia Thauvin. Mamy jeszcze  pomponowy kształt kwiatu w jednym wypadku a rozetowy w drugim. Różni się także opis róż szczególnie jeśli idzie o kolor: od różowego, przez ciemno czerwony po fiolet, chociaż opis ze strony Petrovic Roses najprawdopodobniej powtarza pierwotną charakterystykę róży z 1843 roku. Z drugiej strony wiem, że zdjęcia róż lubią przekłamywać. Wystarczy zrobić je w różnym stadium pąka, pod innym kątem, do tego nasłonecznienie, cień, pogoda lub wiek krzewu. Trzeba byłoby sprawdzić na żywo, by się upewnić. Jestem bardzo ciekawa, co wyrośnie z mojego osobnika. Z tego, co się orientuję, zdjęcia z rosarium RosaPlant zostały pożyczone, dzięki uprzejmości kolekcjonerki, stąd mój egzemplarz wcale nie musi być wersją z Sangerhausen.  Jeśli idzie o porównanie Capitaine Williams i Comte de Chambord to okazja powinna nadarzyć się już w przyszłym sezonie. Jeśli będę miała pecha to za dwa lata. Tak akurat się złożyło, że miesiąc wcześniej w ogrodzie babci posadziłam sadzonkę Comte de Chambord, którą udało mi się pozyskać z mojego krzewu - w tym tygodniu kawałek od tego miejsca została posadzona odmiana Capitaine Williams. Co z tego wyniknie - zobaczymy. Ideałem byłoby porównać trzy róże: Comte de Chambord, Capitaine Williams z Sangerhausen oraz Capitaine Williams z rosarium Francia Thauvin lub Petrovic Roses. Zdaję sobie sprawę, że logistycznie nie byłoby to jednak takie proste, więc pozostanie to na razie w sferze moich marzeń...


wtorek, 10 listopada 2015

Polskie Róże

Dzisiaj specjalny post na Święto Niepodległości i z tej okazji mały przegląd polskich odmian. Niestety Polska nie przoduje w uprawie róż ale to nie znaczy, że nie mamy dobrych hodowców, rosariów, pasjonatów i rosomanów. Po prostu wciąż "świadoma" hodowla róż nie jest u nas popularna jak np. w Niemczech. Pisząc o "świadomej" hodowli mam na myśli uprawę róż w oparciu o wiedzę dotyczącą odmian i ich funkcji. Niestety większość ludzi wciąż uważa, że róże różnią się od siebie wyłącznie kolorem. Ale mamy na szczęście też takie postacie jak Adama Choduna, Martę Monder, Tomasza Bojarczuka, Jowitę Czyż, Mariana Sołysa czy Stanisława Żyłę których miłość i pasja do róż przyniosła nam nowe odmiany historyczne, dobre szkółki, odmiany polskiej hodowli, podręczniki i artykuły.



Naszych rodzimych odmian jest kilkadziesiąt, niestety nie wszystkie już istnieją jak np. Księżniczka Rozalia Czartoryska. Chyba najwięcej z odmian wyszło spod ręki Stanisława Żyły w tym jego najnowsza róża z 2014 roku Rousefernn. Nie będę opisywała wszystkiego skupię się dosłownie na kilku odmianach, które uważam osobiście za najładniejsze.

W pierwszej kolejności chciałabym wymieć nasze "adoptowane" róże. Myślę, że to dość dobre określenie w wypadku tych szczególnych odmian. Chodzi tu oczywiście o Koszuty, Jowitę i Kondratowicza czyli Professora dr Schmidt.


Są to róże których pochodzenie jest nieznane lub wydawały się wymarłe a odnalazły się w naszych polskich ogrodach. Jowita i Koszuty są starymi różami znalezionymi przypadkiem i niewiele o nich wiadomo. Uznaje się je obecnie za róże polskie, chociaż Jowita została znaleziona na terenie Wrocławia i rosła tam najprawdopodobniej od przedwojnia. Koszuty odkrył zaś dr Tomasz Bojarczuk właśnie w ogrodzie pałacowym w Koszutach. Są to róże damasceńska i francuska. Professor dr Schmidt jest remontantką - wiemy o niej dość dużo. Postwała w 1899 roku i aż do 2014 uznawano ją za wymarłą. Okazało się jednak, że odmiana przetrwała za sprawą pradziadka Pana Jacka Kondratowicza w rodzinnym ogrodzie. Dzięki rosnącemu tam osobnikowi będzie można odtworzyć odmianę - prawdopodobnie tak ja w przypadku Jowity i Koszut zajmą się tym właśnie polskie rosaria. 


W tym roku sama sprowadziłam Koszuty do babcinego ogrodu. Długo zastanawiałam się nad tą różą ale stwierdziłam, że to element naszej historii i po prostu wśród tych wszystkich starych odmian francuskich, holenderskich, niemieckich czy angielskich wypada mieć element rodzimy. W tym miejscu należy wspomnieć jeszcze o Celeste, która otrzymała swoją synonimiczną nazwę by uczcić naszą krajankę  Aurorę Poniatowską.


Wśród róż polskiej hodowli chciałabym wymienić także kilka odmian:

Kórnik - aż ciężko uwierzyć, że jest to rosa rugosa jest tak delikatna i subtelna. Odmianę tę wyhodowano w Kórniku - czyli rzut beretem od Koszut. To chyba w ogóle dobre miejsce dla róż. Odmiana jest mało wymagająca co do warunków i odporna na choroby.


 Źródło zdjęcia http://plantsgallery.blogspot.com/  

Adam Chodun - odmiana pochodząca ze szkółki Adama Choduna. Mocno pachnąca i odporna. Również jest to róża pomarszczona. Kilkakrotnie powtarza kwitnienie.



Św. Tereska z Lisieux - wyhodowana przez Stanisława Żyłę w 1998 roku. Jest to biała róża miniaturowa osiągająca około 40 cm. Nie lubi deszczu i jak spora część miniaturek może być podatna na mączniaka.



Venrosa - kolejna róża Stanisława Żyły. Ciekawostką jest, że zasadzono ją w ogrodzie papieskim. Silnie rośnie,  ma grube i sztywne pędy. Jest to róża wielkokwiatowa o amarantowych kwiatach. Silnie pachnie.


Rousefernn - przepiękna róża Stanisława Żyły. Róża dobra do pojemników lub jako okrywowa. Niewielka - 40 cm. Mrozoodporna i słusznie uhonorowana nagrodą Grand Duchy of Luxembourg Prize w Baden Baden. Moim zdaniem najpiękniejsza róża Stanisława Żyły i świetlana przed nią przyszłość. Na razie nie widziałam, żeby była już w sprzedaży ale pewnie pojawi się w niej za jakiś czas. 


źródło zdjęcia: blog "Moje Róże - Moja Pasja": http://www.roses.webhost.pl/wp-content/gallery/roznosci/venjor-wfrs.jpg 
zapożyczone przez autora ze strony WFRS


wtorek, 3 listopada 2015

Przygotowania do zimy...

Moje róże zostały już przygotowane do zimowania. Ich donice są otulone ale jest jeszcze zbyt ciepło by przykrywać pędy agrowłókniną. Jeśli pogoda utrzyma się w podobnym tonie przez dłuższy czas, nie będzie potrzeby nadmiernego ich ocieplania jeszcze do grudnia a może nawet stycznia.



Donice zostały jednak otulone z jeszcze innego powodu. Mnie i moje krzewy czekała przeprowadzka (stąd blog nieco się przykurzył ostatnimi czasy). Róże musiały zostać jakoś przetransportowane. Owinięcie ich znacznie ułatwia sprawę. Przy okazji uświadomiłam sobie, że świetnym narzędziem do transportowania i jednoczesnego zabezpieczania dużych donic jest kosz na bieliznę z uchwytami. Donicę z krzewem włożyłam do kosza a przestrzeń między nimi wyłożyłam pianką i agrowłókniną. Najbardziej jednak w takich przypadkach przydaje się pomoc zaprzyjaźnionego działkowca - kogoś kto na czas przenosin będzie umiał właściwie zaopiekować się krzewami. Na razie ze względu na brak miejsca zabrałam ze sobą jedynie rośliny owadożerne, chili i passiflorę ale mam nadzieję, że już wiosną będę mogła zaaranżować swój nowy balkon.

Zwykle osoby mające do dyspozycji jedynie hodowlę donicową na balkonie lub tarasie narzekają na brak miejsca i ograniczone możliwości aranżacji, jednak hodowla w donicach ma też swoje zalety. Swój ogród można po prostu spakować i przenieść gdzie indziej, nie trzeba zostawiać lat pracy za sobą. Naprawdę bardzo byłoby mi żal rozstawać się z moimi ukochanymi krzewami a w ten sposób muszą sobie tylko przeczekać...

Tymczasem by zabić nudę zimą zamierzam przeczytać wreszcie kilka zaległych lektur i zająć się pewnym projektem, który pomoże upowszechnić wiedzę o różach historycznych w sieci poza moim własnym blogiem. Ale o tym już kiedy indziej, bo w pierwszej kolejności zapowiada się dość pracowity listopad...





Stare posty

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Zdjęcia bez wskazanego źródła są na licencji public domain.

KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI DO PRODUKTÓW I SKLEPÓW BĘDĄ TRAKTOWANE JAKO SPAM.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Back
to top