42 Święto Róży w Kutnie

Kto spodziewał się święta odpowiadającego jego oprawie marketingowej z pewnością wrócił z uczuciem niedosytu i rozczarowania. Aby oddać sprawiedliwość należałoby powiedzieć osobno o dwóch sprawach: o wystawie róż w Kutnowskim Domu Kultury i o Jarmarku Różanym.

Zacznijmy może od plusów Święta Róży czyli od samej wystawy. Warto było przejechać kawał drogi, żeby zobaczyć ( i powąchać) takie sławy jak Agusta Luise czy Leonardo da Vinci.



Jeżeli mogę mieć do tej wystawy jakieś zastrzeżenia to będą się tyczyły one zasadności hasła pod którym się ona odbywała. Sama nazwa "w ogródku Pana Szekspira" pasowała do tego wszystkiego o tyle, że królowały róże nostalgiczne w stylu starych róż - ale po nazwie można było się spodziewać nieco więcej angielek a było ich zaledwie kilka, zaś róż starych nie było chyba wcale, ja przynajmniej nie zauważyłam ani jednej. A przecież nie wszystkie nie kwitną o tej porze roku. Myślę że, znalazłyby się jakieś godne prezentacji.




Wydaje się, że zdecydowana większość prezentowanych na wystawie róż była autorstwa Kordes lub Tantau. Może jestem przewrotna ale w tym wypadku należałoby zastanowić się, czy "w ogródku Pana Goethego" nie byłoby właściwszą nazwą chociaż domyślam się, że "W ogródku Pana Szekspira" brzmiało bardziej chwytliwe. Niemniej semantyka nie sprawi, że róże były mniej piękniejsze i mniej pachnące acz osobiście życzyłabym sobie więcej angielek. Niewątpliwą zaletą wydarzenia było pojawienie się róż polskich twórców takich jak Venrosa czy Szekspir. Róże polskie wciąż nie są tak popularne jak na to zasługują, nie mówiąc już o tym, że stanowią nasz wkład w historię róż, tak więc promowanie ich przy okazji takich wydarzań wydaje się bardzo zasadne. Trochę zarzutów mam jeszcze co do przestrzeni i wyeksponowania odmian, przynajmniej niektórych. Róże były chyba nieco za mocno upchnięte ze sobą. Czasami z tych ogromnych bukietów ciężko było dostrzec wszystkie odmiany i każdą ocenić. Zdarzało się, że róże o jasnych kolorach gdzieś tonęły przytłoczone karminowymi sąsiadkami tym bardziej, że tłum był dość spory. Nie mniej wystawa i tak robiła wrażenie, róże były porządnie i czytelnie opisane a spotkałam się już z przypadkami, że można zrobić wystawę róż bez podania nazw odmian. Fajnym pomysłem było również zaprezentowanie ciekawostki różanej jaką jest rosa sericea i jej niezwykłe kolce.



Jeśli chodzi zaś o Jarmark Różany to właściwie należałoby go przemilczeć. Wśród kilkuset stoisk może kilkanaście było ogrodniczych. Nie było ani jednego stanowiska ze sprzętem ogrodniczym, donicami, nawozami etc. Na kilku stanowiskach z różami nie pokuszono się nawet o opisanie nazw odmiany. Zapytany sprzedawca nie potrafił odpowiedzieć jakie odmiany posiada. Na innym stoisku sprzedawano róże w postaci korzenia bez żadnego zabezpieczenia, co jest fajne jeśli mieszkamy gdzieś w pobliżu i mamy możliwość szybkiego posadzenia takiej róży. Jeśli musimy przewieść różę np. 300 km (jak moi teściowie) to mamy bardzo małe szanse na jej dowiezienie. Nie każdy o tym wie. Jedyne dwa profesjonalne stanowiska czyli Rozarium Pana Choduna i Rosa Ćwik nie miało odmian starych - z angielkami również kiepskawo (nie mogę mieć o to pretensji, stanowiska odzwierciedlały po prostu wystawę). Na stoisku poprosiłam więc o coś dobrego do donicy w typie starej róży, fajnie jeśli można by prowadzić ją jako pnącą. Zaproponowano mi Guirlande d'Amour. Pomijając kwestię, że tego typu kwiaty nie są moimi ulubionymi, podano mi krzew oblepiony na pąkach uroczą...mszycą. Rozarium Pana Choduna ma naprawdę świetną opinię, więc poczułam się lekko skonsternowana i nie będę tego dalej komentować, uznam to za wypadek przy pracy...




W Rosa Ćwik zadałam to samo pytanie. Pani zaproponowała mi jakieś Kordesy. Przy głębszej rozmowie okazało się, że z zapachem u nich średnio albo wcale, mrozoodporność taka sobie a jak się będzie róża czuła w donicy to właściwie w ogóle nie wiadomo. 

Wiem, że jestem trudnym klientem, ze specyficznym gustem. Z rozczuleniem myślę teraz o moich ulubionych szkółkach, gdzie nawet jak czegoś nie ma, zawsze dobiorą mi coś odpowiedniego albo pomylą się tak, że i tak sprawią mi tym przyjemność. Może to siła zamówień przez internet gdzie sprzedawca ma jednak dostęp do całego asortymentu i chwilę, żeby zastanowić się czego oczekuje klient. Wiadomo, że na straganie gdzie kręci się tłum ludzi, z czego połowa sama nie wie czego chce, bywa różnie. 

Przynajmniej teściowej udało się kupić porządne cebulki narcyzów ale chyba nie po to na Jarmark Różany przyjechaliśmy...

CONVERSATION

1 komentarze:

  1. Oj, zdecydowanie warto było przejechać tyle kilometrów :) Bardzo żałuję, że nie mogłem tam być...

    OdpowiedzUsuń

niedziela, 18 września 2016

42 Święto Róży w Kutnie

Kto spodziewał się święta odpowiadającego jego oprawie marketingowej z pewnością wrócił z uczuciem niedosytu i rozczarowania. Aby oddać sprawiedliwość należałoby powiedzieć osobno o dwóch sprawach: o wystawie róż w Kutnowskim Domu Kultury i o Jarmarku Różanym.

Zacznijmy może od plusów Święta Róży czyli od samej wystawy. Warto było przejechać kawał drogi, żeby zobaczyć ( i powąchać) takie sławy jak Agusta Luise czy Leonardo da Vinci.



Jeżeli mogę mieć do tej wystawy jakieś zastrzeżenia to będą się tyczyły one zasadności hasła pod którym się ona odbywała. Sama nazwa "w ogródku Pana Szekspira" pasowała do tego wszystkiego o tyle, że królowały róże nostalgiczne w stylu starych róż - ale po nazwie można było się spodziewać nieco więcej angielek a było ich zaledwie kilka, zaś róż starych nie było chyba wcale, ja przynajmniej nie zauważyłam ani jednej. A przecież nie wszystkie nie kwitną o tej porze roku. Myślę że, znalazłyby się jakieś godne prezentacji.




Wydaje się, że zdecydowana większość prezentowanych na wystawie róż była autorstwa Kordes lub Tantau. Może jestem przewrotna ale w tym wypadku należałoby zastanowić się, czy "w ogródku Pana Goethego" nie byłoby właściwszą nazwą chociaż domyślam się, że "W ogródku Pana Szekspira" brzmiało bardziej chwytliwe. Niemniej semantyka nie sprawi, że róże były mniej piękniejsze i mniej pachnące acz osobiście życzyłabym sobie więcej angielek. Niewątpliwą zaletą wydarzenia było pojawienie się róż polskich twórców takich jak Venrosa czy Szekspir. Róże polskie wciąż nie są tak popularne jak na to zasługują, nie mówiąc już o tym, że stanowią nasz wkład w historię róż, tak więc promowanie ich przy okazji takich wydarzań wydaje się bardzo zasadne. Trochę zarzutów mam jeszcze co do przestrzeni i wyeksponowania odmian, przynajmniej niektórych. Róże były chyba nieco za mocno upchnięte ze sobą. Czasami z tych ogromnych bukietów ciężko było dostrzec wszystkie odmiany i każdą ocenić. Zdarzało się, że róże o jasnych kolorach gdzieś tonęły przytłoczone karminowymi sąsiadkami tym bardziej, że tłum był dość spory. Nie mniej wystawa i tak robiła wrażenie, róże były porządnie i czytelnie opisane a spotkałam się już z przypadkami, że można zrobić wystawę róż bez podania nazw odmian. Fajnym pomysłem było również zaprezentowanie ciekawostki różanej jaką jest rosa sericea i jej niezwykłe kolce.



Jeśli chodzi zaś o Jarmark Różany to właściwie należałoby go przemilczeć. Wśród kilkuset stoisk może kilkanaście było ogrodniczych. Nie było ani jednego stanowiska ze sprzętem ogrodniczym, donicami, nawozami etc. Na kilku stanowiskach z różami nie pokuszono się nawet o opisanie nazw odmiany. Zapytany sprzedawca nie potrafił odpowiedzieć jakie odmiany posiada. Na innym stoisku sprzedawano róże w postaci korzenia bez żadnego zabezpieczenia, co jest fajne jeśli mieszkamy gdzieś w pobliżu i mamy możliwość szybkiego posadzenia takiej róży. Jeśli musimy przewieść różę np. 300 km (jak moi teściowie) to mamy bardzo małe szanse na jej dowiezienie. Nie każdy o tym wie. Jedyne dwa profesjonalne stanowiska czyli Rozarium Pana Choduna i Rosa Ćwik nie miało odmian starych - z angielkami również kiepskawo (nie mogę mieć o to pretensji, stanowiska odzwierciedlały po prostu wystawę). Na stoisku poprosiłam więc o coś dobrego do donicy w typie starej róży, fajnie jeśli można by prowadzić ją jako pnącą. Zaproponowano mi Guirlande d'Amour. Pomijając kwestię, że tego typu kwiaty nie są moimi ulubionymi, podano mi krzew oblepiony na pąkach uroczą...mszycą. Rozarium Pana Choduna ma naprawdę świetną opinię, więc poczułam się lekko skonsternowana i nie będę tego dalej komentować, uznam to za wypadek przy pracy...




W Rosa Ćwik zadałam to samo pytanie. Pani zaproponowała mi jakieś Kordesy. Przy głębszej rozmowie okazało się, że z zapachem u nich średnio albo wcale, mrozoodporność taka sobie a jak się będzie róża czuła w donicy to właściwie w ogóle nie wiadomo. 

Wiem, że jestem trudnym klientem, ze specyficznym gustem. Z rozczuleniem myślę teraz o moich ulubionych szkółkach, gdzie nawet jak czegoś nie ma, zawsze dobiorą mi coś odpowiedniego albo pomylą się tak, że i tak sprawią mi tym przyjemność. Może to siła zamówień przez internet gdzie sprzedawca ma jednak dostęp do całego asortymentu i chwilę, żeby zastanowić się czego oczekuje klient. Wiadomo, że na straganie gdzie kręci się tłum ludzi, z czego połowa sama nie wie czego chce, bywa różnie. 

Przynajmniej teściowej udało się kupić porządne cebulki narcyzów ale chyba nie po to na Jarmark Różany przyjechaliśmy...

1 komentarz:

  1. Oj, zdecydowanie warto było przejechać tyle kilometrów :) Bardzo żałuję, że nie mogłem tam być...

    OdpowiedzUsuń

Stare posty

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Zdjęcia bez wskazanego źródła są na licencji public domain.

KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI DO PRODUKTÓW I SKLEPÓW BĘDĄ TRAKTOWANE JAKO SPAM.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Back
to top