42 Święto Róży w Kutnie

CONVERSATION

1 komentarze:

Prześlij komentarz

Róże o długim kwitnieniu...

CONVERSATION

3 komentarze:

Prześlij komentarz

niedziela, 18 września 2016

42 Święto Róży w Kutnie

Kto spodziewał się święta odpowiadającego jego oprawie marketingowej z pewnością wrócił z uczuciem niedosytu i rozczarowania. Aby oddać sprawiedliwość należałoby powiedzieć osobno o dwóch sprawach: o wystawie róż w Kutnowskim Domu Kultury i o Jarmarku Różanym.

Zacznijmy może od plusów Święta Róży czyli od samej wystawy. Warto było przejechać kawał drogi, żeby zobaczyć ( i powąchać) takie sławy jak Agusta Luise czy Leonardo da Vinci.



Jeżeli mogę mieć do tej wystawy jakieś zastrzeżenia to będą się tyczyły one zasadności hasła pod którym się ona odbywała. Sama nazwa "w ogródku Pana Szekspira" pasowała do tego wszystkiego o tyle, że królowały róże nostalgiczne w stylu starych róż - ale po nazwie można było się spodziewać nieco więcej angielek a było ich zaledwie kilka, zaś róż starych nie było chyba wcale, ja przynajmniej nie zauważyłam ani jednej. A przecież nie wszystkie nie kwitną o tej porze roku. Myślę że, znalazłyby się jakieś godne prezentacji.




Wydaje się, że zdecydowana większość prezentowanych na wystawie róż była autorstwa Kordes lub Tantau. Może jestem przewrotna ale w tym wypadku należałoby zastanowić się, czy "w ogródku Pana Goethego" nie byłoby właściwszą nazwą chociaż domyślam się, że "W ogródku Pana Szekspira" brzmiało bardziej chwytliwe. Niemniej semantyka nie sprawi, że róże były mniej piękniejsze i mniej pachnące acz osobiście życzyłabym sobie więcej angielek. Niewątpliwą zaletą wydarzenia było pojawienie się róż polskich twórców takich jak Venrosa czy Szekspir. Róże polskie wciąż nie są tak popularne jak na to zasługują, nie mówiąc już o tym, że stanowią nasz wkład w historię róż, tak więc promowanie ich przy okazji takich wydarzań wydaje się bardzo zasadne. Trochę zarzutów mam jeszcze co do przestrzeni i wyeksponowania odmian, przynajmniej niektórych. Róże były chyba nieco za mocno upchnięte ze sobą. Czasami z tych ogromnych bukietów ciężko było dostrzec wszystkie odmiany i każdą ocenić. Zdarzało się, że róże o jasnych kolorach gdzieś tonęły przytłoczone karminowymi sąsiadkami tym bardziej, że tłum był dość spory. Nie mniej wystawa i tak robiła wrażenie, róże były porządnie i czytelnie opisane a spotkałam się już z przypadkami, że można zrobić wystawę róż bez podania nazw odmian. Fajnym pomysłem było również zaprezentowanie ciekawostki różanej jaką jest rosa sericea i jej niezwykłe kolce.



Jeśli chodzi zaś o Jarmark Różany to właściwie należałoby go przemilczeć. Wśród kilkuset stoisk może kilkanaście było ogrodniczych. Nie było ani jednego stanowiska ze sprzętem ogrodniczym, donicami, nawozami etc. Na kilku stanowiskach z różami nie pokuszono się nawet o opisanie nazw odmiany. Zapytany sprzedawca nie potrafił odpowiedzieć jakie odmiany posiada. Na innym stoisku sprzedawano róże w postaci korzenia bez żadnego zabezpieczenia, co jest fajne jeśli mieszkamy gdzieś w pobliżu i mamy możliwość szybkiego posadzenia takiej róży. Jeśli musimy przewieść różę np. 300 km (jak moi teściowie) to mamy bardzo małe szanse na jej dowiezienie. Nie każdy o tym wie. Jedyne dwa profesjonalne stanowiska czyli Rozarium Pana Choduna i Rosa Ćwik nie miało odmian starych - z angielkami również kiepskawo (nie mogę mieć o to pretensji, stanowiska odzwierciedlały po prostu wystawę). Na stoisku poprosiłam więc o coś dobrego do donicy w typie starej róży, fajnie jeśli można by prowadzić ją jako pnącą. Zaproponowano mi Guirlande d'Amour. Pomijając kwestię, że tego typu kwiaty nie są moimi ulubionymi, podano mi krzew oblepiony na pąkach uroczą...mszycą. Rozarium Pana Choduna ma naprawdę świetną opinię, więc poczułam się lekko skonsternowana i nie będę tego dalej komentować, uznam to za wypadek przy pracy...




W Rosa Ćwik zadałam to samo pytanie. Pani zaproponowała mi jakieś Kordesy. Przy głębszej rozmowie okazało się, że z zapachem u nich średnio albo wcale, mrozoodporność taka sobie a jak się będzie róża czuła w donicy to właściwie w ogóle nie wiadomo. 

Wiem, że jestem trudnym klientem, ze specyficznym gustem. Z rozczuleniem myślę teraz o moich ulubionych szkółkach, gdzie nawet jak czegoś nie ma, zawsze dobiorą mi coś odpowiedniego albo pomylą się tak, że i tak sprawią mi tym przyjemność. Może to siła zamówień przez internet gdzie sprzedawca ma jednak dostęp do całego asortymentu i chwilę, żeby zastanowić się czego oczekuje klient. Wiadomo, że na straganie gdzie kręci się tłum ludzi, z czego połowa sama nie wie czego chce, bywa różnie. 

Przynajmniej teściowej udało się kupić porządne cebulki narcyzów ale chyba nie po to na Jarmark Różany przyjechaliśmy...

niedziela, 11 września 2016

Róże o długim kwitnieniu...

Zgodnie z obietnicą daną little things przygotowałam na dzisiaj mały przegląd róż wielokrotnie powtarzających kwitnienie lub właściwie kwitnących ciągle w jasnych, pastelowych kolorach. Na liście nie będzie Mary Rose ponieważ opisywałam ją w kilku wcześniejszych postach.

Zanim jednak przejdę do wybranych odmian poświęcę kilka słów samemu kwitnieniu. Zdecydowana większość odmian obficie kwitnących będzie miała swoje krótkie okresy spoczynku, po których następuje kolejny "wybuch" kwiatów. Nieliczne odmiany jak np. Mayflower będą posiadały kwiaty praktycznie stale. Jak pokazuje doświadczenie kwitnie jest jednak sprawą względną. Tak naprawdę to czy róża będzie kwitła u was ciągle zależy tyle samo od jej predyspozycji co i warunków panujących w waszych ogrodach albo tarasach. Dobrym przykładem jest moja Glamis Castle. Pan Marian Sołys autorytet wśród rosomanes opisuje tę różę jako kiepsko powtarzającą kolejne kwitnienie zaś sam autor odmiany określa ją jako bezproblemowo kwitnącą. W mojej donicy Glamis Castle jest  różą kwitnącą ciągle. Nie jest to odmiana tak ekspansywna jak Mary Rose, której przyrost jest wręcz imponujący ale po ścięciu przekwitłych kwiatów co chwilę mam nowe pąki. I nie są to małe kwiaty (niektóre róże mają tendencję do skromniejszych kwiatów przy kolejnych kwitnieniach) lecz dorodne białe pąki wielkości piąstki. Przypuszczam, że akurat ta odmiana lubi ciepło, którego na moim balkonie jej nie brakuje. Tymczasem w drugą stronę Rose de Resht róża z reguły silnie kwitnąca, powtarza u mnie kwitnienie w bardzo wymęczony sposób - ta róża w tym sezonie mocno choruje i cudem ją uratowałam. Ale róża wcale nie musi być chora żeby jej kwitnienie było zaburzone - wystarczy, że będzie miała u was trochę więcej cienia, będzie trochę za zimno albo na odwrót i już może nie pokazać pełni wdzięku. Róże to kapryśnice. Są również kwiatami sezonowymi. Kwitną od maja do października przy czym jedne odmiany kwitnienie zaczynają wcześniej i mogą wcześniej je skończyć inne zaś zakwitną później i będą cieszyły oko aż do końca jesieni. Moja najstarsza róża Comte de Chambord zaczyna kwitnienie już pod koniec maja, potem kwitnienie powtarza i konsekwentnie odmawia współpracy z nastaniem września, tak więc wybierając odmianę musimy się zastanowić czy szukamy kwiatów lata czy ozdoby jesiennej rabaty.

Te kilka obiecanych obficie kwitnących odmian starałam się wybierać spośród róż, które znam - odmian stale kwitnących róż jest multum, szczególnie wśród róż współczesnych, ja pragnę polecić te bliskie mojemu sercu.

 Mme Boll w towarzystwie Raphsody in Blue
źródło zdjęcia: pl.pinterest.com/pin

- Mme Boll - nie wiem czemu ciągle zapominam o tej róży, może właśnie dlatego, że jest ona tak podobna do Comte de Chambord i nie chcę wprowadzać drugiego podobnego krzewu, szczególnie kiedy kończy mi się miejsce, więc wyrzucam ją jakoś z pamięci.  Jest to remontantka o silnym zapachu. Kwitnie cały sezon ale należy przycinać przekwitłe kwiaty. Nawiasem mówiąc za każdym razem tak postępuję, czy róża ma zdolność do samooczyszczania czy nie. Zauważyłam, że bardzo pozytywnie wpływa to na kwitnienie. Kwiaty obcinam w momencie, kiedy część płatków zaczyna już opadać. Mme Boll to róża, która lubi ciepłą słoneczną pogodę, więc musi mieć dobre warunki, by pokazać pełnię swego piękna.  
źródło zdjęcia: http://www.rightplants4me.co.uk

- The Mayflower - róża angielska o zapachu dzikiej róży kwitnąca z równym uporem co Mary Rose, chociaż nie tak obficie. Ponoć okres kwitnienia ma bardzo długi nawet od maja aż do października. Również nie przepada za deszczem, przy wilgotnej pogodzie kwiaty mogą zamieniać się w mumie.


- Heidi Klum -  chociaż może nie do końca odpowiada ona wymienionym tu wymaganiom kolorystycznym, bo to róża o ciemniejszej barwie, którą określiłabym jako lilia-róż ta odmiana zrobiła na mnie duże wrażenie swoją żywotnością. Kwitnie stale i to naprawdę okazałymi pachnącymi kwiatami. O tej porze roku wcale nie ubywa jej piękna. Tworzy niski krzew do pół metra wysokości. Jeśli ktoś gustuje w różach nowoczesnych Heidi Klum wydaje się być dobrym wyborem.


-Augusta Luise - zachwalano mi tę różę jakiś czas temu ale dopiero niedawno miałam okazję przyjrzeć się jej z bliska. Przede wszystkim godny uwagi jest kolor tej róży i kształt kwiatu. Rozłożysta i jakby pofalowana w kilku ciepłych pastelowych odcieniach naraz. Ponoć róża ta czerpie wzorce z odmian starych dla mnie zrobiła wrażenie róży na wskroś nowoczesnej ale o romantycznych korzeniach. Taka schabby chic wśród róż. Ma ładny zapach i również jest bardzo żywotna, pięknie i stale kwitnie. Jeśli kolor Heidi Klum nie przypadnie wam do gustu ponieważ wolicie coś łagodniejszego, można wówczas sięgnąć po Augustę Luise.  Ponadto ponoć dobrze rośnie w donicy.



-Glamis Castle - nie mogłabym jej pominąć. To kremowa róża o ciepłym odcieniu, w której jestem absolutnie zakochana od kiedy zakwitła. Uwielbiam jej wyjątkowy zapach słodyczy, jakbym czuła na niej cukierki. Przepięknie komponuje się z błękitną i różową szałwią omszoną ale nie radzę sadzić ich razem w donicy, ponieważ szałwia może ją nieco przydusić. Ja zrobiłam ten błąd i musiałam szybko przesadzać kępy szałwii. Teraz Glamis Castle rośnie w towarzystwie młodej kocimiętki na wszelki wypadek wkopanej w drugą małą donicę. Wspaniała róża o ciężkich pełnych kwiatach z tym właśnie "ale" że, ponoć nie wszystkim chce ona tak ładnie kwitnąć.

źródło zdjęcia: pl.pinterest.com/pin

-Lady of Shalott - kolejna angielka o bardzo romantycznej nazwie. Jedna z ulubionych róż mojej teściowej to zaś przez delikatny morelowy kolor. Kwitnie od czerwca do października. Zapach ma korzenny i umiarkowany. Mocno się krzewi i moim zdaniem podobnie jak inne róże angielskie w tym typie powinna być wyeksponowana w ogrodzie - może to tylko moje wrażenie ale takie angielki z kulistymi kwiatami na rabatach wydają się nieco stłumione i gorzej rosną przy konkurencji innych róż współczesnych. W przestronnym i słonecznym miejscu będzie prezentowała się atrakcyjnie. W ogóle ma coś pięknego w kształcie kwiatu, który zdaje się podlegać ciągłym przemianom. 


- Crown Princess Margareta - skoro już jestem przy temacie ulubionych róż mojej teściowej, zaproponuję jeszcze jedną różę z tej kategorii. To podobna róża, żółto-morelowa ale może być prowadzona jako róża pnąca. Lubi miejsca mocno nasłonecznione, pachnie owocowo. Dorasta aż do 1,8 metra. Tworzy potężny krzew. Kwiaty nadają się do wazonu.


- Abraham Darby - klasyk wśród róż angielskich. To żywotna róża w kolorze od jasnego różu do morelowego o pachnących owocowych kwiatach. Również może być prowadzona jako róża pnąca. Co prawda zdania co do niej są podzielone, ponoć jej kolor jest nieco wyblakły acz ma tę zaletę, że zniesie nawet cień.

Stare posty

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Zdjęcia bez wskazanego źródła są na licencji public domain.

KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI DO PRODUKTÓW I SKLEPÓW BĘDĄ TRAKTOWANE JAKO SPAM.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Back
to top