Okrywanie róż w donicach na zimę...

Postanowiłam że, w tym roku pokażę krok po kroku jak zabezpieczam swoje donice przed mrozem. Zwykle okrywam róże nieco wcześniej jednak tym razem temperatura była na tyle łaskawa, że zdecydowałam się na to dopiero dzisiaj. 

Ofiary tego zabiegu są następujące: ból pleców i podrapane dłonie ale jak chce się mieć na balkonie róże parkowe i pnące a waży się 55 kilo to trzeba niestety się poświęcić. Czasowo jak na kilka sporej wielkości donic naprawdę nie wychodzi to źle, bo zaledwie niecałe dwa odcinki Stranger Things (dla nieuzależnionych od seriali to jakąś godzinę dwadzieścia ;)). Wszystko jest na tyle proste, że można oglądać sobie w trakcie telewizję a bałagan po okrywaniu można ogarnąć dosłownie w pięć minut. Przy okazji solennie przysięgłam sobie, że na wiosnę koniecznie muszę się pozbyć wielkiej niskiej kwadratowej donicy i dać Glamis Castle w coś wąskiego i wysokiego. To ona załatwiła mi ból w plecach, do tego najgorzej się ją okrywa i jest zupełnie niepraktyczna, nie mówiąc o tym ile cennego miejsca mi marnuje. W tym roku już sobie odpuszczam ale czeka ją nieunikniona eksmisja. 

Do okrycia zużyłam następujące rzeczy: prawie całą szpulę pianki emulsyjnej z hipermarketu budowlanego (mam duże donice i kilka dość delikatnych róż, w innym wypadku powinno wystarczyć kilka metrów pianki), 3 płaty sztywnej pianki pod panele, kilkanaście metrów włóczki, dwa worki liści i kilka gałęzi igliwia. Włóczka oczywiście jest nieobowiązkowa, zamiast niej może być zwykły sznurek, ja użyłam to, co akurat miałam pod ręką w największej ilości. Do tego potrzebne są jeszcze nożyczki i warto rozłożyć pod donicę jakiś spory ręcznik, żeby nie pobrudzić podłogi. 


Najgorsze tak naprawdę jest wyniesienie i wniesienie donic a poza tym sprawa jest bardzo prosta. Owijam pianką emulsyjną donicę, okrywając również ich dół i związuje wszystko włóczką. Wygląda to tak:


Później przykrywam wierzch donicy. Zwykle nie robiłam tego wcale (acz okrywanie zawsze lepiej się sprawdza) albo używałam igliwia jednak wczorajsza rozmowa w Towarzystwie Różanym (dziękuję za podsunięcie tego pomysłu Ewie Jarmulak i Teresie Marciszuk ;-)) zainspirowała mnie by użyć do tego również liście klonu. To na razie wersja eksperymentalna, zobaczymy jak sprawdzi się to w praktyce. Początkowy zamiar był taki żeby przetestować trzy rodzaje okrycia: z igliwia, mieszane i z samych liści, szybko jednak okazało się, że liście mają pewną nieocenioną zaletę. Są darmowe i dostępne w nieograniczonej ilości a igliwia zdobyłam za mało (o tej porze, w mieście, to wcale nie takie łatwe, trzeba zaopatrzyć się albo w Zaduszki albo dopiero gdy, pojawią się na rynku choinki). Powstały więc wersje liściaste i liście mieszane z igliwiem. 



Sztywną piankę kładę na balkonie jako podstawkę pod donice, żeby dodatkowo izolowała róże od przemarzającego podłoża i podsuwam je pod ścianę.


Na chwilę obecną to w zupełności wystarczy. Przy ciężkich mrozach warto okryć górę róż agrowłókniną, zaś w wypadku nieodpornych odmian jest to koniecznością. Moje róże postoją tak przez jakiś czas a jeśli zrobi się gdzieś koło - 5 dostaną kożuszek z agrowłókniny. 


CONVERSATION

10 komentarze:

  1. Temat dla mnie na czasie, wlasnie zabieram sie za zabezpieczanie i ten pomysl z liscmi, bardzo mi przypadl do gustu
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie. Mam nadzieję, że ten pomysł wypali, bo wiele by ułatwiało przy okrywaniu, szczególnie w wypadku róż, które wymagają mocnego ocieplenia. Długo bałam się liści z powodu chorób grzybowych ale uświadomiono mnie, że z jednego gatunku na drugi nic nie przejdzie.

      Usuń
  2. Fajne opakowanka:) Wiele osób zostawia na zimę liście na rabatach, niektórzy celowo nawet je rozkładają pod roślinami. Ważne by liście nie były ewidentnie chore i nie leżały na roślinach, wtedy wszystko powinno być ok. Mam nadzieję że i na balkonie ta metoda się sprawdzi

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wpis, sama mam dużą kolekcję róż i właśnie się zastanawiałam się jak to zrobić chciałam je przenieść w zimniejsze miejsce ale widzę, że Twój pomysł jest lepszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję pięknie za ten wpis. Jutro lecę po piankę!! :-) Przed nadejściem mrozów na wierzch zamiast agrowłókniny narzucam polar (kupiłam kilka metrów za bezcen na allegro). Jeśli donic nie jest dużo, to z powodzeniem wystarczy stary kocyk. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś powiedziałam przyjaciółce, żeby mi tak okryła Swany i to była ostatnia zima tej róży więc mam uraz do kocyka, chociaż Swany wykończyła mi podlewając ją w mrozy (w ogóle ona ma ciężką rękę do ogrodnictwa, jej biedny zapuszczony ogródek, chyba sama zacznę jej coś sadzić, bo żal tej przestrzeni) - ale uraz został. Polar może być ciekawym pomysłem, chociaż agrowłókniny mam dużo jeszcze z poprzedniego roku. Cały czas zastanawiam się czym okryć od góry moją noisette i malmaison cl. Nie wiem czy przy okazji świąt nie kupię więcej igliwia i nie okryję jej tak jak widziałam u ciebie na facebooku na jednym ze zdjęć, po całości, robiąc z niej coś w rodzaju małej choinki :-D. Póki co Glorie de Djion jest najbardziej zielona ze wszystkich róż i jako jedyna jeszcze nie pogubiła liści.

      Usuń
  5. Lepiej byłoby dla niej, gdyby pogubiła. Niestety na ich rytm biologiczny nie mamy żadnego wpływu. A co do kocyka, to oczywiście musi być sztuczny, najlepiej polarowy. Polar szybko schnie i jest lekki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już wygląda to dużo lepiej. Potrzebowała po prostu więcej czasu niż inne róże. Zostało już tylko kilka zielonych listków reszta już żółciutka.

      Usuń
  6. Jeszcze w sprawie pianki. Zainteresowanym może przyda się informacja, że to jest pianka, którą się kładzie pod panele podłogowe, czyli trzeba jej szukać przy panelach. Zanim to ustaliłam, to nałaziłam się po tym supermarkecie! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak u nas ten dział jest na samym początku więc nie ma problemu z szukaniem :D

      Usuń

niedziela, 19 listopada 2017

Okrywanie róż w donicach na zimę...

Postanowiłam że, w tym roku pokażę krok po kroku jak zabezpieczam swoje donice przed mrozem. Zwykle okrywam róże nieco wcześniej jednak tym razem temperatura była na tyle łaskawa, że zdecydowałam się na to dopiero dzisiaj. 

Ofiary tego zabiegu są następujące: ból pleców i podrapane dłonie ale jak chce się mieć na balkonie róże parkowe i pnące a waży się 55 kilo to trzeba niestety się poświęcić. Czasowo jak na kilka sporej wielkości donic naprawdę nie wychodzi to źle, bo zaledwie niecałe dwa odcinki Stranger Things (dla nieuzależnionych od seriali to jakąś godzinę dwadzieścia ;)). Wszystko jest na tyle proste, że można oglądać sobie w trakcie telewizję a bałagan po okrywaniu można ogarnąć dosłownie w pięć minut. Przy okazji solennie przysięgłam sobie, że na wiosnę koniecznie muszę się pozbyć wielkiej niskiej kwadratowej donicy i dać Glamis Castle w coś wąskiego i wysokiego. To ona załatwiła mi ból w plecach, do tego najgorzej się ją okrywa i jest zupełnie niepraktyczna, nie mówiąc o tym ile cennego miejsca mi marnuje. W tym roku już sobie odpuszczam ale czeka ją nieunikniona eksmisja. 

Do okrycia zużyłam następujące rzeczy: prawie całą szpulę pianki emulsyjnej z hipermarketu budowlanego (mam duże donice i kilka dość delikatnych róż, w innym wypadku powinno wystarczyć kilka metrów pianki), 3 płaty sztywnej pianki pod panele, kilkanaście metrów włóczki, dwa worki liści i kilka gałęzi igliwia. Włóczka oczywiście jest nieobowiązkowa, zamiast niej może być zwykły sznurek, ja użyłam to, co akurat miałam pod ręką w największej ilości. Do tego potrzebne są jeszcze nożyczki i warto rozłożyć pod donicę jakiś spory ręcznik, żeby nie pobrudzić podłogi. 


Najgorsze tak naprawdę jest wyniesienie i wniesienie donic a poza tym sprawa jest bardzo prosta. Owijam pianką emulsyjną donicę, okrywając również ich dół i związuje wszystko włóczką. Wygląda to tak:


Później przykrywam wierzch donicy. Zwykle nie robiłam tego wcale (acz okrywanie zawsze lepiej się sprawdza) albo używałam igliwia jednak wczorajsza rozmowa w Towarzystwie Różanym (dziękuję za podsunięcie tego pomysłu Ewie Jarmulak i Teresie Marciszuk ;-)) zainspirowała mnie by użyć do tego również liście klonu. To na razie wersja eksperymentalna, zobaczymy jak sprawdzi się to w praktyce. Początkowy zamiar był taki żeby przetestować trzy rodzaje okrycia: z igliwia, mieszane i z samych liści, szybko jednak okazało się, że liście mają pewną nieocenioną zaletę. Są darmowe i dostępne w nieograniczonej ilości a igliwia zdobyłam za mało (o tej porze, w mieście, to wcale nie takie łatwe, trzeba zaopatrzyć się albo w Zaduszki albo dopiero gdy, pojawią się na rynku choinki). Powstały więc wersje liściaste i liście mieszane z igliwiem. 



Sztywną piankę kładę na balkonie jako podstawkę pod donice, żeby dodatkowo izolowała róże od przemarzającego podłoża i podsuwam je pod ścianę.


Na chwilę obecną to w zupełności wystarczy. Przy ciężkich mrozach warto okryć górę róż agrowłókniną, zaś w wypadku nieodpornych odmian jest to koniecznością. Moje róże postoją tak przez jakiś czas a jeśli zrobi się gdzieś koło - 5 dostaną kożuszek z agrowłókniny. 


10 komentarzy:

  1. Temat dla mnie na czasie, wlasnie zabieram sie za zabezpieczanie i ten pomysl z liscmi, bardzo mi przypadl do gustu
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie. Mam nadzieję, że ten pomysł wypali, bo wiele by ułatwiało przy okrywaniu, szczególnie w wypadku róż, które wymagają mocnego ocieplenia. Długo bałam się liści z powodu chorób grzybowych ale uświadomiono mnie, że z jednego gatunku na drugi nic nie przejdzie.

      Usuń
  2. Fajne opakowanka:) Wiele osób zostawia na zimę liście na rabatach, niektórzy celowo nawet je rozkładają pod roślinami. Ważne by liście nie były ewidentnie chore i nie leżały na roślinach, wtedy wszystko powinno być ok. Mam nadzieję że i na balkonie ta metoda się sprawdzi

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wpis, sama mam dużą kolekcję róż i właśnie się zastanawiałam się jak to zrobić chciałam je przenieść w zimniejsze miejsce ale widzę, że Twój pomysł jest lepszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję pięknie za ten wpis. Jutro lecę po piankę!! :-) Przed nadejściem mrozów na wierzch zamiast agrowłókniny narzucam polar (kupiłam kilka metrów za bezcen na allegro). Jeśli donic nie jest dużo, to z powodzeniem wystarczy stary kocyk. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś powiedziałam przyjaciółce, żeby mi tak okryła Swany i to była ostatnia zima tej róży więc mam uraz do kocyka, chociaż Swany wykończyła mi podlewając ją w mrozy (w ogóle ona ma ciężką rękę do ogrodnictwa, jej biedny zapuszczony ogródek, chyba sama zacznę jej coś sadzić, bo żal tej przestrzeni) - ale uraz został. Polar może być ciekawym pomysłem, chociaż agrowłókniny mam dużo jeszcze z poprzedniego roku. Cały czas zastanawiam się czym okryć od góry moją noisette i malmaison cl. Nie wiem czy przy okazji świąt nie kupię więcej igliwia i nie okryję jej tak jak widziałam u ciebie na facebooku na jednym ze zdjęć, po całości, robiąc z niej coś w rodzaju małej choinki :-D. Póki co Glorie de Djion jest najbardziej zielona ze wszystkich róż i jako jedyna jeszcze nie pogubiła liści.

      Usuń
  5. Lepiej byłoby dla niej, gdyby pogubiła. Niestety na ich rytm biologiczny nie mamy żadnego wpływu. A co do kocyka, to oczywiście musi być sztuczny, najlepiej polarowy. Polar szybko schnie i jest lekki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już wygląda to dużo lepiej. Potrzebowała po prostu więcej czasu niż inne róże. Zostało już tylko kilka zielonych listków reszta już żółciutka.

      Usuń
  6. Jeszcze w sprawie pianki. Zainteresowanym może przyda się informacja, że to jest pianka, którą się kładzie pod panele podłogowe, czyli trzeba jej szukać przy panelach. Zanim to ustaliłam, to nałaziłam się po tym supermarkecie! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak u nas ten dział jest na samym początku więc nie ma problemu z szukaniem :D

      Usuń

Stare posty

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Zdjęcia bez wskazanego źródła są na licencji public domain.

KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI DO PRODUKTÓW I SKLEPÓW BĘDĄ TRAKTOWANE JAKO SPAM.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Back
to top