Okrywanie róż w donicach na zimę...

CONVERSATION

10 komentarze:

Prześlij komentarz

Róże z tajemniczego ogrodu

CONVERSATION

4 komentarze:

Prześlij komentarz

niedziela, 19 listopada 2017

Okrywanie róż w donicach na zimę...

Postanowiłam że, w tym roku pokażę krok po kroku jak zabezpieczam swoje donice przed mrozem. Zwykle okrywam róże nieco wcześniej jednak tym razem temperatura była na tyle łaskawa, że zdecydowałam się na to dopiero dzisiaj. 

Ofiary tego zabiegu są następujące: ból pleców i podrapane dłonie ale jak chce się mieć na balkonie róże parkowe i pnące a waży się 55 kilo to trzeba niestety się poświęcić. Czasowo jak na kilka sporej wielkości donic naprawdę nie wychodzi to źle, bo zaledwie niecałe dwa odcinki Stranger Things (dla nieuzależnionych od seriali to jakąś godzinę dwadzieścia ;)). Wszystko jest na tyle proste, że można oglądać sobie w trakcie telewizję a bałagan po okrywaniu można ogarnąć dosłownie w pięć minut. Przy okazji solennie przysięgłam sobie, że na wiosnę koniecznie muszę się pozbyć wielkiej niskiej kwadratowej donicy i dać Glamis Castle w coś wąskiego i wysokiego. To ona załatwiła mi ból w plecach, do tego najgorzej się ją okrywa i jest zupełnie niepraktyczna, nie mówiąc o tym ile cennego miejsca mi marnuje. W tym roku już sobie odpuszczam ale czeka ją nieunikniona eksmisja. 

Do okrycia zużyłam następujące rzeczy: prawie całą szpulę pianki emulsyjnej z hipermarketu budowlanego (mam duże donice i kilka dość delikatnych róż, w innym wypadku powinno wystarczyć kilka metrów pianki), 3 płaty sztywnej pianki pod panele, kilkanaście metrów włóczki, dwa worki liści i kilka gałęzi igliwia. Włóczka oczywiście jest nieobowiązkowa, zamiast niej może być zwykły sznurek, ja użyłam to, co akurat miałam pod ręką w największej ilości. Do tego potrzebne są jeszcze nożyczki i warto rozłożyć pod donicę jakiś spory ręcznik, żeby nie pobrudzić podłogi. 


Najgorsze tak naprawdę jest wyniesienie i wniesienie donic a poza tym sprawa jest bardzo prosta. Owijam pianką emulsyjną donicę, okrywając również ich dół i związuje wszystko włóczką. Wygląda to tak:


Później przykrywam wierzch donicy. Zwykle nie robiłam tego wcale (acz okrywanie zawsze lepiej się sprawdza) albo używałam igliwia jednak wczorajsza rozmowa w Towarzystwie Różanym (dziękuję za podsunięcie tego pomysłu Ewie Jarmulak i Teresie Marciszuk ;-)) zainspirowała mnie by użyć do tego również liście klonu. To na razie wersja eksperymentalna, zobaczymy jak sprawdzi się to w praktyce. Początkowy zamiar był taki żeby przetestować trzy rodzaje okrycia: z igliwia, mieszane i z samych liści, szybko jednak okazało się, że liście mają pewną nieocenioną zaletę. Są darmowe i dostępne w nieograniczonej ilości a igliwia zdobyłam za mało (o tej porze, w mieście, to wcale nie takie łatwe, trzeba zaopatrzyć się albo w Zaduszki albo dopiero gdy, pojawią się na rynku choinki). Powstały więc wersje liściaste i liście mieszane z igliwiem. 



Sztywną piankę kładę na balkonie jako podstawkę pod donice, żeby dodatkowo izolowała róże od przemarzającego podłoża i podsuwam je pod ścianę.


Na chwilę obecną to w zupełności wystarczy. Przy ciężkich mrozach warto okryć górę róż agrowłókniną, zaś w wypadku nieodpornych odmian jest to koniecznością. Moje róże postoją tak przez jakiś czas a jeśli zrobi się gdzieś koło - 5 dostaną kożuszek z agrowłókniny. 


sobota, 4 listopada 2017

Róże z tajemniczego ogrodu

Dzisiaj trochę z innej strony o różach historycznych. Oczywiście wszyscy kojarzymy słynny różany ogród z książki Frances Hodgson Burnett "Tajemniczy Ogród" (jeśli ktoś tego utworu nie zna, to znaczy, że ma braki z czasów edukacji podstawowej, które warto szybko nadrobić sięgając po tę arcyprzyjemną książkę) ale czy zastanawialiście jakie róże rosły w ogrodzie pani Craven? Na pewno nie te, które my znamy dzisiaj. 

Pierwsze wydanie "Tajemniczego Ogrodu" miało miejsce w 1910 w gazecie American Magazine i przyjmijmy to za datę akcji utworu. Ogród był mocno zapuszczony a Pani Craven zamarła jakieś 10 lat wcześniej, mamy więc rok 1900. Wiemy, że stary ogrodnik dbał o róże ale raczej nie sadził w tym czasie nowych krzewów, musimy więc skupić na odmianach, które były introdukowane w Wielkiej Brytanii przed 1900 rokiem.



Teoretycznie mogły rosnąć tam mieszańce herbatnie, czyli róże które dzisiaj zdominowały nasze ogrody, ale byłyby w zdecydowanej mniejszości. Pierwszy mieszaniec herbatni La France mógłby jednak kwitnąć u pani Craven jako, że był już znany od roku 1827. To była modna róża, więc czemu nie?



W książce wspomniana jest także róża pnąca się po jakimś spróchniałym drzewie. To mogłaby być np. róża Glorie De Djion. Jeśli nie pięła się ona po drzewie to z pewnością rosła w innej części ogrodu. Była jedną z ulubionych i najbardziej cenionych róż Starej Anglii, więc wyobrażam sobie, że było to "must have" pani Craven. 



Jeśli po drzewie nie pięła się Glorie de Djion to inna różą, którą można w ten sposób prowadzić jest Madame Isaac Pereire róża burbońska o wyśmienitym zapachu. Powstała w 1881 roku we Francji i w 1900 roku była już znaną i lubianą w Europie różą. 


W tajemniczym ogrodzie musiały być też róże mchowe, jak zresztą w każdym szanującym się ogrodzie epoki wiktoriańskiej. Odmian róż mchowych mogło być tam wiele, bo i jest ich bezliku a jest to charakterystyczna róża tamtych lat. Ta kwitnąca jednokrotnie róża posiada ciekawe gruczoły żywiczne przypominające w wyglądzie mech. Jest to mutacja róży stulistnej, część odmian uzyskano także poprzez mutacje róży damasceńskiej acz włoski tych odmian są bardziej sztywne. 

 William Lobb 1855

 
De Candolle 1857

Crested Moss 1827
źródło zdjęcia: https://pl.pinterest.com/pin/294211788130911309/

  'Shailer's White Moss 1788





 Capitaine John Ingram 1854



Jak można się szybko zorientować w ogrodzie pani Craven nie uświadczylibyśmy zbyt wielu krzykliwych kolorów. Brakowałoby tam pomarańczy a dominującymi kolorami były jednak odcienie różu, trochę karminu i czerwieni. Róże w ostrzejszych i liczniejszych barwach to domena późniejszych mieszańców herbatnich. Z różami o żółtym kolorze i w podobnych odcieniach dość długo istniał pewien problem. Pierwszą dziką żółtą różę Europejczycy odnaleźli na bliskim wchodzie w XVIII wieku, jednak przez wiele lat krzyżowanie ich nie przynosiło dobrych efektów, żółte róże były chorowite i nieodporne na czarnoplamistość. Dobra róża o odcieniu żółci i pomarańczy pojawiła się w roku 1891. Pani Craven mogłaby więc mięć pierwszą taką różę sprowadzoną z Francji czyli Soleil D’Or.  Klimat Yorku mógł być jednak zbyt nieprzyjazny dla dzikiej żółtej chińskiej róży i jej delikatniejszych krzyżówek.

 Soleil D’Or

Jakie róże mogłaby jeszcze posiadać Pani Craven? Coś z listy Old Rose Hall of Fame, czyli spisu róż starych o największym znaczeniu (za równo w postaci materiału genetycznego jak i w sensie historycznym) z pewnością by się tam znalazło... Właściwie Old Rose Hall of Fame to materiał na osobny artykuł ale gdyby Pani Craven miała wybrać coś z tej listy oprócz Glorie de Djon i Suvenir de la Malmaison to co to mogłoby być? Myślę, że znalazłaby się tam Rosa Mundi, ze względu na swoją popularność, odporność i umaszczenie. Do tego to przecież róża bardzo angielska, nosząca imię królewskiej kochanki Rosamundy a także nawiązująca poprzez swoje dwie barwy do róży Tudorów.


Wskazałabym również Mme Hardy ponieważ w ogrodzie powinna znaleźć się przynajmniej jedna biała róża, szczególnie taka o pięknym, mocnym zapachu i romantycznych kwiatach.

 

 

Kolejną popularną różą w XIX wieku w Anglii była Old Blush China - mieszaniec róży chińskiej. Prawdopodobnie była już znana w Chinach 140 lat pne! Do Europy przybyła już w XVIII wieku. Nie lubi cięcia zaś poprzez swoja umiejętność powtarzania kwitnienia okazała się wręcz bezcenna dla hodowców.  W Anglii przy dobrej pogodzie kwitnie nawet jeszcze zimą! To była moja druga opcja gdyby nie udało mi się z Suvenir de la Malmaison - jestem ciekawa jak Old Blush zachowywała się w dużej donicy. Może będę miała jeszcze okazję to sprawdzić.  


Inną różą z Old Roses Hall of Fame, która dodałaby magicznemu ogrodowi nieco czerwieni mogłaby być Charles de Milles stara, popularna i dobrze znana róża francuska o silnym aromacie i bardzo obfitych kwitach. Jest do dzisiaj popularna w Anglii, widzi się ją czasem w wydaniach Gardeners World jako polecaną do pachnących lub wymagających ogrodów. 


Ten krótki wybór odmian powinien pomóc nam lepiej wyobrazić sobie tajemniczy ogród przy następnej lekturze... Róża była niewątpliwie królową w tym miejscu ale pamiętajcie że, nie była tam samotna. W ogrodzie rosło wiele kwiatów lata a róża miała też konkurencję w postaci innej pretendentki do tronu czyli lilii... Jestem zupełnym profanem w temacie lilii, kompletnie się na nich nie znam, tak więc opis tej części tajemniczego ogrodu pozostawiam komuś innemu.

Jedno muszę na podsumowanie jeszcze dodać: nie spotkałam drugiej takiej książki, która opiewałaby ogrodnictwo w tak piękny sposób jak czyni to wielka miłośniczka przyrody Frances Hodgson Burnett. Wierzyła ona, że natura i jej bliskość może uzdrawiająco wpływać na ciało i ducha - czyż nie miała racji? Czy róża naprawdę nie jest lekarstwem na smutki, przygnębienie, hipochondrię, stres, lęki? Dzisiaj wiemy, że ogrodnictwo rzeczywiście ma zbawienne znaczenie dla zdrowia psychicznego, jest formą terapii a jeśli dodać do tego aromaterapię w postaci zapachów, które nas w ogrodzie otaczają mamy gotowy przepis na poprawę nastroju... Na razie będzie coraz ciemniej, coraz bardziej ponuro i deszczowo więc życzę wam, żeby chociaż dobra lektura pozwoliła nam dotrwać do tej cieplejszej i przyjemniejszej części roku. 


Stare posty

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Zdjęcia bez wskazanego źródła są na licencji public domain.

KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI DO PRODUKTÓW I SKLEPÓW BĘDĄ TRAKTOWANE JAKO SPAM.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Back
to top