Najlepsze róże na konfitury

CONVERSATION

7 komentarze:

Prześlij komentarz

Róże w lepszej kondycji

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Wiejskie róże w czerwcu...

CONVERSATION

3 komentarze:

Prześlij komentarz

niedziela, 26 czerwca 2016

Najlepsze róże na konfitury

Ponieważ sezon w pełni przygotowałam mały TOP 5 najfajniejszych róż na konfitury. Tę niewielką listę sporządziłam wyłącznie z róż, które znam "z widzenia na żywo" i mogłam ocenić zapach, jakość oraz potencjalny smak. Jestem również tradycjonalistką jeśli idzie o różane konfitury i w ogóle o róże, więc z góry ostrzegam nie znajdzie na tej liście odmian nowoczesnych. Osobiście uważam, iż średnio się na konfitury nadają (oczywiście z pewnymi wyjątkami) przez swój niedorównujący różom starym, nikły zapach.

Zanim przejdę do listy jeszcze jedna mała ciekawostka. Prawie rok temu napisałam w jednym z postów, że rozważyłabym użycie róż angielskich do konfitur, gdyż mają porządny zapach. Postanowiłam sprawdzić to na własnej skórze. To prawda, zapach jest silny w wypadku pewnych odmian. Jest również mocno specyficzny - moim zdaniem mało konfiturowy ale to rzecz gustu. Niemniej jeśli kusi was użycie róży angielskiej lub jakikolwiek innej róży ozdobnej będącej u was krócej niż sezon, zapytajcie najpierw rosarium czym taka róża była traktowana. Przy okazji mojej Mary Rose dowiedziałam się kilku rzeczy. Opryski silną chemią co tydzień. Z odmianami ozdobnymi niestety nikt w profesjonalnej szkółce się nie będzie bawił. Generalnie w wypadku wszystkich nowo zakupionych róż, niesadzonych z korzenia, zalecałabym ostrożność. Jeśli już chcecie próbować eksperymentów niech to będzie chociaż wasza wielosezonowa róża, gdzie macie tę przewagę, że wiecie co jej daliście. Najwyżej będzie gorzka ale wasze zdrowie na tym nie ucierpi.

Zachęcam do wpisywania waszych ulubionych odmian do konfitur w komentarzach, a to moje propozycje odmian :

Miejsce pierwsze: 





Mme Isaac Pereire - róża, która sama w sobie pachnie już smażonymi konfiturami chyba musi wygrać ten ranking. Słodka róża, której intensywny zapach oceniam na coś pomiędzy maliną a truskawką.  Wspaniale się komponuje właśnie z tymi owocami z odrobiną cytryny. Niebo w gębie. W hodowli donicowej jest bardzo wymagająca i niesamowicie kapryśna, nie lubi miejsc od strony południowej. Ma ciężkie obfite kwiaty, kwitnie pięknie i powtarza kwitnienie. Wymagała ode mnie wiele trudu i ostatecznie padła, kiedy przekazałam ją na przechowanie. Niemniej nie uważam, by w jej wypadku popełniono jakieś wielkie błędy, po prostu to delikatna odmiana i trzeba się o nią troszczyć. Z tego co słyszałam w ogrodzie też bywają z nią problemy. Lgnie do niej mszyca, ma też tendencje do zamierania, warto ją odmładzać. Polecam bardziej do ogrodu, niż do donicy. Nie powiem, że się nie da jej hodować w pojemniku ale bywa kłopotliwa.

Pozycja druga:



Rose de Resht - właściwie powinnam umieścić ją ex aequo, bo zapach ma równie silny co Mme Isaac Pereire (a przy dogodnej pogodzie może i nawet silniejszy, gdyż lepiej pachnie w ciepłe południe). Pachnie inaczej, mniej owocowo, jak typowa róża damasceńska. Przypomina mi bardziej słodkie, wieczorowe perfumy i to jedyny powód dla którego umieszczam tę różę na drugim miejscu. Pod pozostałymi względami przewyższa Mme Isaac Pereire. Jest odporniejsza, w donicy nie sprawia takich problemów, znosi i upały i mrozy. Tworzy liczne kwiaty, kwitnie obficie i powtarza kwitnienie praktycznie do jesieni. To róża pochodząca z Iranu z miasta Resht. W kuchni blisko-wschodniej płatki róż damasceńskich używa się również w formie suszonej jako przyprawy.

Miejsce trzecie:



Celeste (Aurora Poniatowska) - bezobsługowa róża o silnym cytrynowym zapachu. Kwitnie raz ale bardzo obficie. Nie posiadam tego krzewu w donicy, próbowałam go sadzonkować ale z marnym skutkiem - być może jednak mogłaby rosnąć również w pojemniku, jeśli zakupiłabym w pełni ukorzeniony krzew lub goły korzeń. To róża odporna, nie sprawiająca większych trudności. Polecam  Celeste bardziej do ogrodu, ponieważ silnie się krzewi. Zapewni wam wiele przyjemnie pachnących płatków na konfitury. Nasz krzew ma już 2,3 metra i multum kwiatów.

Miejsce czwarte:



Comte de Chambord - nie jest to może róża idealnie nadająca się na konfitury ale świetna do hodowli pojemnikowej. Ma słodki zapach róży damasceńskiej, bardzo przyzwoity pod względem intensywności. Kwiaty są duże i liczne, co sprawia, że nawet przy hodowli donicowej będziemy mieć wystarczającą ilość róż do konfitur. Odporna róża, powtarzająca kwitnienie. Po sprowadzeniu ze szkółki, jej pierwsze kwitnienie było bardzo skromne ale na drugi rok wydała obfite kwiaty. Sprawdza się również przy produkcji domowych kosmetyków, wychodzi z niej przyjemna woda różana.

Miejsce piąte:



Róża pomarszczona - stara dobra róża, do której prawie wszyscy mają dostęp. O tej porze roku kwitnie już w pełni. Wystarczy pojechać za miasto i nazbierać płatków. Rośnie dziko przy lasach, polanach, nawet wzdłuż plaż przy zatokach. Przez to, że występuje naturalnie w przyrodzie wiele osób myli ją z różą dziką. Ma jednak nieco większe płatki. Nasze babki nazywały ją różą cukrową i chętnie używały w kuchni. Obecnie poza jej dziką formą istnieje wiele pięknych ogrodowych odmian  np. róża Hansa czy Pink Robusta. Konfitury z róży lub utarte płatki w cukrze, które możemy dostać w aptekach i sklepach zielarskich często są produkowane właśnie z róż pomarszczonych. Ich zapach oceniłabym jako klasyczny, różany, średnio intensywny. Nie mniej jest to chyba najbardziej dostępna róża do konfitur jaką możemy spotkać.




Róża Hansa

niedziela, 19 czerwca 2016

Róże w lepszej kondycji

Nie mam łatwego sezonu. Po zabraniu tego, co przetrwało z przeprowadzki przez mój balkon przetoczyły się egipskie plagi. Ostatni taki sezon miałam ze trzy - cztery lata temu. Choroby grzybowe zniszczyły wtedy większą część moich róż. Tegoroczną stratę postanowiłam uzupełnić zamawiając Mary Rose - jak na złość okazało się, że przez przypadek dostałam egzemplarz z początkami mączniaka. 

 Mary Rose po kuracji...

Ściągnęłam ją z niesprawdzonej wcześniej szkółki i traf chciał, że tym razem miałam pecha. Generalnie skończyło się na gorzkim liście do sprzedawcy, przeprosinach ze zwrotem pieniędzy zaś ogołocona z części liści i plamami po topsinie Mary Rose jakoś dochodzi do siebie. W zeszłym tygodniu przywiozłam również ładnie rozwijającą się Glamis Castle - niestety okazało się, że przeżywa  atak mszyc. Tak więc mam już komplet - mszyce, przędziorki (oczywiście też się pojawiły a jakże), skoczka i mączniaka.

Ale nie ma tego złego, co na dobre nie wyjdzie. Poprzednim razem przy tak kiepskim sezonie dużo się nauczyłam o chorobach róż. Dzięki temu teraz udało mi się zareagować szybciej i moje krzewy zaczynają już odbijać. Nawet Rose de Resht, która była w bardzo złym stanie, jeśli lato dalej będzie łagodnie, daje nadzieję na przyszłość. Jakiś czas temu opisywałam jak radziłam sobie ze skoczkiem różanym i możliwymi problemami z korzeniami: wstrzymałam się z użyciem chemii, gdyż bałam się dodatkowego osłabienia Rose de Resht, skoczka tępiłam ręcznie, róże wsparłam opryskiem z cebuli i czosnku oraz podlewaniem bioseptem. Dzisiaj widzę, że to w zupełności wystarczyło. 

 Świeże pąki Rose de Resht

Z mączniakiem nie mogłam postąpić tak łagodnie. Widziałam już co mączniak potrafi zrobić z różami. Wszystkie moje róże dostały topsin a z Mary Rose usunęłam porażone pędy. Nie wyglądały po tym za ładnie ale mączniak chyba odpuścił na tyle, że nie stosowałam już powtórnego oprysku. Za to w donicach z różami posadziłam czosnek. Zawsze tak robię i wydaje mi się to dość skuteczną a przy tym zupełnie nieszkodliwą metodą, trzymania chorób grzybowych w ryzach.

Mszyce i przędziorki po prostu spłukałam wodą. Odczekałam aż od użycia topsinu miną dwa tygodnie i dodatkowo spryskałam róże agricolle. Ze względu na wciąż kręcące się w okolicy burze musiałam zabieg trochę odsunąć w czasie. Na szczęście przędziorek nie rozmnaża się gdy jest zbyt wilgotno. Agricolle to dość łagodny środek ale i tak na wszelki wypadek wszystkie środki ochrony roślin stosuje po zmroku. 

 Młode pędy obok śladów po żerowaniu skoczka

Obecnie wszystkie moje krzewy są już po pierwszym kwitnieniu z wyjątkiem Glamis Castle. Na chwilę obecną jest zielono ale to generalna przerwa w kwitnieniu. Przekwitłe kwiaty zostały usunięte a na ich miejsce pojawiły się nowe pąki i co cieszy mnie równie mocno, świeże pędy. Kiełkuje biały pachnący groszek i maciejka. Dosadziłam również nieco szałwii omszonej, która bardzo ładnie się przyjęła. Z poprzedniej kolekcji ziół udało mi się uratować jeszcze hyzop i wygląda jakby również powoli szykował się do kwitnienia.

Wszystko zaczyna jakoś wyglądać, trzeba teraz tylko czasu a natura zrobi resztę...

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Wiejskie róże w czerwcu...

O ile na moim balkonie wciąż borykam się z jakimiś problemami o tyle na wsi róże rozkwitły się na dobre. Tam praktycznie króluje już lato. W tym roku, odpukać w niemalowane, wydaje się być idealnie - wystarczająca ilość słońca i deszczu sprawiła, że wszystko nieźle sobie radzi. Jest nieco mszyc ale równowaga zdaje się być zachowana szczególnie po opryskach ze skrzypu. 

Najbardziej cieszy mnie Gipsy Boy czyli Zigeunerknabe. To jej drugi rok. Zeszły rok miała raczej skromy ale teraz podrosła i jest naprawdę zachwycająca. Miałam wątpliwości czy to jest dobry wybór na wieś - obecnie nie mam już żadnych. Wystarczy na nią spojrzeć.



Krzew rozrasta się potężnie wszerz. Póki co jest dość niski - ma co najwyżej jakieś 1,5 metra. Jest to bardzo żywotna róża, tworząca fontannę kwiatów o kardynalskim kolorze. Oczywiście jak każda porządna, stara róża pachnie. Zapach wydzielany przez krzew określiłabym jako średnio-intensywny "perfumeryjny". To taki zapach, gdy wchodzi się do perfumerii i wokoło roztacza się delikatna kwiatowa nuta. Została posadzona w półcieniu. Widać wcale jej to nie przeszkadza.



Tymczasem nasza Celeste urosła już do 2,3 metra. Rozmiar tego krzewu, gdy zostawi się go w spokoju jest naprawdę imponujący. Moja rodzina niewiele przy tej róży robi. Po prostu pozwala jej rosnąć tak jak chce i od czasu do czasu opryskuje.



Kwitną posadzone również w zeszłym roku Koszuty i Summer Song. O ile Summer Song wygląda jeszcze skromnie ale całkiem nieźle i stwarza nadzieję na przyszłość o tyle Koszuty zostały moim zdaniem posadzone w bardzo niefortunnym miejscu. Nie wiem skąd wziął się ten pomysł - posadzić młodą różę damasceńską przy wyższych roślinach, które będą zabierały jej dostęp do słońca. Róża w ogóle a szczególnie róże ras południowych lubią przecież światło. Poprosiłam ciotkę, żeby przesadziła ją jesienią w inne miejsce. 



Nie obyło się również bez zamieszania w nieco innym stylu. W zeszłym roku na wieś docelowo wysłałam Captain Williams zaś Summer Song była prezentem dla teściowej na jej działeczkę. Oczywiście co się stało? Panie pomyliły róże i Summer Song rośnie na wsi a Captain Williams pojechał na działkę. Cóż życie... 

A tymczasem na moim balkonie pojawiła się Glamis Casttle i Mary Rose. Napiszę o nich  więcej następnym razem ale muszę wspomnieć nieco o zapachu tej chluby Tudorów - Mary Rose. Byłam ciekawa co zastanę - jedni piszą, że zapach ma słabiutki, inni, że mocny. Ponoć każdy odbiera go inaczej jako, że to jeden z tych dziwnych czystych zapachów róż Austina. Powiem szczerze, że jestem zdziwiona. Pierwszy raz czuję taki zapach u róży. Dla mnie to raczej mocny aromat "kwiaciarni". Nie do końca mi on odpowiada, chociaż mam nadzieję, że się z nim zaprzyjaźnię.

Stare posty

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Zdjęcia bez wskazanego źródła są na licencji public domain.

KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI DO PRODUKTÓW I SKLEPÓW BĘDĄ TRAKTOWANE JAKO SPAM.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Back
to top