Pierwszy dzień astronomicznej i kalendarzowej wiosny już za nami. Tymczasem zima jakby postanowiła udowodnić nam, że niespecjalnie się tym przejmuje. Temperatura przy gruncie w nocy pokazała -3 a nawet na moim balkonie termometr w najzimniejszym momencie zanotował -1.
Przez ostatnie dwa tygodnie miałam bardzo sprzyjającą pogodę więc najważniejsze wiosenne zabiegi były już za mną. Dzisiaj wybrałam się tylko zabezpieczyć powierzchnię donicy polnymi kamieniami. Robię tak co roku i nieźle mi się to sprawdza, szczególnie latem. Chroni powierzchnię przez przesychaniem, zatrzymuje wilgoć i nie pozwala donicy nadmiernie się zagrzać. Kamieni nie trzeba zbierać samemu. Torba polnych kamyczków w markecie ogrodniczym kosztuje jakieś 3-4 zł. Zamiast kamieni można użyć także kory ogrodniczej.
Postanowiłam również nieco poeksperymentować. Moją nową różę Charls de Mills nie obkładałam kamieniami. Obsadzę ją roślinami kaskadowymi i zobaczę, który rodzaj zabezpieczeń będzie lepiej się sprawdzał. Ponieważ nie spodziewam się, by w tym roku Charls de Mills zakwitła, zrekompensuje mi to brak kwiatów (duża część odmian historycznych kwitnie dopiero na drugi rok).
Gdy otworzyłam balkon poczułam, że dzisiaj jest naprawdę zimno. Jeszcze o poranku na trawnikach leżał zresztą niewielki śnieg. Tym bardziej zdziwiłam się widokiem jaki zastałam na zewnątrz.Właśnie ten mroźny dzień wybrały sobie krokusy by pokazać swoje śliczne główki.
Tylko zimny wiatr i dzisiejsza obecność grubodzioba oraz modraszek w moim karmniku przypominały mi, że to jeszcze nie kwiecień i wiosna nie ruszyła pełną parą. Zapasy żywności w ptasich spiżarniach się pokończyły a przyroda nie odbudowała się po zimie wystarczająco, więc dokarmiam ptaki również na przedwiośniu. Zwykle sikorki same dają mi znać, że nie potrzebują już mojej pomocy. W pewnym momencie, zwykle na początku kwietnia słonecznik w karmniku zupełnie przestaje je interesować. Wówczas po prostu zdejmuję karmnik i wtedy wiem, że wiosna już się naprawdę rozpanoszyła.
0 komentarze:
Prześlij komentarz